> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 24 czerwca 2019

Outcast: Opętanie, tom 4 i 5. Pod diabelskim skrzydłem i Inwazja - recenzja

W recenzjach poprzednich tomów „Outcasta” Roberta Kirkmana i Paula Azacety wskazywałem, że ukazana w nich historia rozwija się raczej powoli. I z każdą stroną wyczekiwałem chwili, gdy twórcy przestaną ustawiać pionki na szachownicy i w końcu rozpoczną grę. Wreszcie się doczekałem. Po wydarzeniach z poprzedniego tomu Kyle przetrzymywany jest w kryjówce sekty, a stający wysoko w jej szeregach Sidney zamierza złożyć mu propozycję nie do odrzucenia. W tym samym czasie ojciec Anderson wyrusza na poszukiwania zaginionego kompana.





Czwarty tom „Outcasta” to historia z cyklu „czy im się uda, czy im się nie uda”. Kyle podejmuje kolejne próby ucieczki, a tolerancja jego porywaczy powoli się kończy. Kirkman niepotrzebnie przedłuża całe zajęcie, dwukrotnie powtarzając motyw z wyswobodzeniem się i powtórnym schwytaniem.

Ciekawiej robi się mniej więcej w połowie tomu. Wtedy sytuacja zaczyna się dynamicznie zmieniać z zeszytu na zeszyt. W pewnym momencie dochodzi do ciekawej zamiany ról. A jej finał w dosadny sposób pokazuje, która ze stron konfliktu jest bardziej zdeterminowana i niepewna swego sukcesu.

Gdyby był to kolejny przegadany tom, ocena byłaby zapewne znacznie niższa. Na szczęście tym razem Kirkman postawił na akcję. A czyny jego bohaterów często mówią o nich więcej, niż poprzednie trzy tomy rozmów. Po raz pierwszy w czasie mojej przygody z „Outcastem” czekałem z niecierpliwością na kontynuację losów Kyle’a i Andersona.

A ta - tom 5, „Inwazja” - przedstawia zmianę nastawienia Kyle’a i jego towarzyszy do walki z siłami ciemności. Wcześniej skupiali się na obronie, teraz muszą szykować się do ataku. Nie zdają sobie sprawy, że mogą nie zdążyć z wdrożeniem swojego planu w życie. Wszystkie przez pojawienie się Rowlanda.

Już w „The Walking Dead” Kirkman udowodnił, że potrafi pisać wyrazistych antagonistów, a każdy kolejny złol może być gorszy od poprzedniego. Tak jest też w tym przypadku. Demoniczny kaznodzieja Sidney skończył z flakami na wierzchu, a jego miejsce zajął Rowland. Czarnoskóry mężczyzna znacząco różni się od swojego poprzednika. Od teatralności woli zdecydowane działanie - posunie się nawet do wyrwania języka oponentowi, by osiągnąć cel.

Końcówka tomu przedstawia pierwszą konfrontację Kyle’a i Rowlanda. Zaskakującą, brutalną i absolutnie satysfakcjonującą. Teraz pozostaje tylko czekać na kolejną potyczkę z bezwzględnym przeciwnikiem oraz sposób, w jaki nowi gracze wpłyną na bieg kolejnych wydarzeń.

8/10

Brak komentarzy: