> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

środa, 10 lutego 2016

Staring From The Hill. Wpatrzeni Ze Wzgórza

Kumple, muzyka, sok... Plus nieoczekiwanie bezmiar wrażliwości

Tytułowe Wzgórze wiecznie osnuwa mrok. To magiczne miejsce, gdzie cyklop gra na perkusji, kret wraz z pająkiem przesiadują do rana na plaży chlejąc sok, a czasem trzeba odeprzeć atak potworów z innego wymiaru. Ale tak naprawdę liczą się tu przede wszystkim dwie sprawy: przyjaciele i muzyka. Właśnie wokół nich kręci się fabuła Staring From The Hill, najnowszego komiksu Norberta Rybarczyka.
 


Wpatrzeni Ze Wzgórza są wypełnieni pozytywną energią, wszakże zrodzili się z zajawki i miłości. Do komiksów, przyjaciół, muzyki. Choć Kret Kretyn dorósł i stał się Kredkiem, a Pająk Edward najwyraźniej ma żonę i małego pajączka, to ciągle bohaterowie, których możemy pamiętać z wydanych ponad dekadę temu numerów zina Jeju. Może trochę starsi, spokojniejsi, bardziej skorzy do refleksji niż kolejnej bitki, ale niezmiennie swojscy i zwyczajnie, po ludzku bliscy. Zbudowani na osobistych doświadczeniach autora, dorastający i zmieniający się wraz z nim. Nostalgicznie patrzący w przeszłość, łapiący ulotne chwile i zbierający wspomnienia do słoika marzeń.

Kto spodziewa się szalonej karuzeli atrakcji, tego Wpatrzeni Ze Wzgórza mogą rozczarować (narzekającym na brak akcji polecam pierwszy numer MAZa, gdzie ci sami bohaterowie występują w Legendach Kung-Fu). Nie zrozumcie mnie źle. Mimo że spektakularna potyczka z potworami z innego wymiaru zajmuje aż 10 stron, a ekspresyjna kreska i dynamiczne kadrowanie mogą podnieść ciśnienie niejednemu czytelnikowi, tak całość jest zaskakująco stonowana, wyciszona, niemal liryczna. Od fabuły ważniejsza jest nieuchwytna atmosfera i zawsze aktualna refleksja o wielkiej mocy przyjaźni. Magiczny klimat Wzgórza - jawiącego się jako melancholijna kraina z pogranicza jawy i snu - potęguje niesamowita cartoonowa krecha, odjechane postaci, nieoczywisty dobór kolorów. Całości dopełnia oczywiście ścieżka dźwiękowa skomponowana specjalnie pod komiks przez Marcina Reguckiego. Wszystko to sprawia, że klimat Wpatrzonych… porusza we mnie bardzo osobiste nuty. Sam komiks przeczytałem już kilkukrotnie - za każdym razem z jednakowym wzruszeniem. 

Plansza w produkcji. Kliknij po większe!

Norbert Rybarczyk oddaje głos swoim bohaterom, dosłownie i w przenośni. To ich oczami spojrzymy na Wzgórze, to ich głos opowie nam o niesamowitym koncercie Ummo & The Doomdays na dachu kamienicy, to oni przedstawią nam siebie nawzajem. Nieważne, czy swoje trzy grosze wtrąca Kruk Artur czy narrację prowadzi Pająk Edward – wszyscy mówią głosem Norberta. Perfekcyjne synchro. Pierwsze koncepty na Wpatrzonych Ze Wzgórza pojawiły się 2006 roku. Nic dziwnego, że finalna wersja to rzecz nie tylko przemyślana, ale też bardzo osobista. Wrażliwość Rybba przepełnia każdy kadr, każdą kreskę i słowo.

W planach są kolejne trzy części mające opowiadać dalsze losy bohaterów Wpatrzonych Ze Wzgórza. Do pierwszej alternatywne okładki stworzyli Śledziu, Szaweł Płóciennik, Janusz Ordon i Janek Sidorownin (wszystko zostaje w rodzinie). Liczę że w przyszłości pojawi się integral, a mi ktoś pozwoli napisać gościnny pasek (Kiwi Kid vs. Ummo?!), posłowie lub chociażby blurba na tylną okładkę. Mam również nadzieję, że Norbert przezwyciężył niesławny „Rybbowy syndrom TRUSTa” (copy by Maciej Pałka, 2010), czyli skłonność do niekończenia rozgrzebanych projektów, a pełnometrażowy debiut da mu inspiracje i energię do dalszego tworzenia. Komiks autobiograficzny zyskał właśnie nowe oblicze. Sprawdźcie sami, jest ogień.

10/10

Alternatywne okładki

Brak komentarzy: