> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 1 lutego 2016

Justice League: Trinity War - wojna trzech Lig

Kiedy straciłem wiarę w New 52/Nowe DC Comics, będąc rozczarowany niemal każdym kolejnym tytułem, po jaki sięgnąłem, niespodziewanie Geoff Johns mnie zaskoczył. Czwarty tom Ligi Sprawiedliwości, do którego prowadziły wydarzenia z komiksów Shazam! i Amerykańska Liga Sprawiedliwości: Najbardziej niebezpieczni, okazał się lekturą nieoczekiwanie przyjemną, wciągającą i lepiej napisaną niż tomy poprzednie. Nie oszukujmy się: to dalej zaledwie poprawna superbohaterska rozrywka i nic co przejdzie do historii medium, ale tym razem obyło się bez zgrzytania zębami.



Polskie wydanie Trójki to kompilacja dwóch zagranicznych wydań: Justice League Vol. 4: The Grid (którego pozostała część weszła w skład rodzimej edycji JLA: Najbardziej niebezpieczni) oraz Justice League: Trinity War, dzięki czemu udało się uniknąć powtarzania tego samego materiału (po co płacić dwa razy za to samo), a także pozbyto się wątków z serii, które nie są w Polsce wydawane (Constantine) bez szkody dla czytelnika.

Tym razem Geoff Johns (wspomagany przez Lemire’a, Fawkesa i DeMatteisa) stawia na sporą dawkę mistycyzmu i magii. Nie przypadkowo pojawia się tu Mroczna Liga Sprawiedliwości (w składzie: John Constantine, Zatanna, Frankenstein, Czarna Orchidea i Deadman), czyli specjaliści od magicznych problemów. MacGuffinem napędzającym fabułę jest wywodząca się z greckich mitów Puszka Pandory. To ona zmusza Supermana do zabicia człowieka, odbiera mu moce i skłóca ze sobą bohaterów. W tle powraca Tajemnicze Stowarzyszenie, a w całą sprawę miesza się również Shazam. Ilość bohaterów na kadr komiksu może przyprawić o zawrót głowy, ale intryga wciąga, akcja jest wartka, a przeskoki pomiędzy grupami bohaterów - poróżnionymi wyznawanymi wartościami i odmiennymi pomysłami na odnalezienie Puszki - wbrew pozorom nie przeszkadzają w płynnym pochłanianiu kolejnych stron.

Wszystko prowadzi oczywiście do wielkiej konfrontacji pomiędzy trzema Ligami. Taka konwencja, trzeba walczyć, nie ma zmiłuj. Na szczęście ogląda się to ze wstydliwą przyjemnością dzięki robiącym piorunujące wrażenie splashom autorstwa Ivana Reisa. Zresztą wszyscy rysownicy stają na wysokości zadania – stawiając przede wszystkim na efektowność, dostarczają czytelnikowi niezapomnianych estetycznych wrażeń, a niemal każdy kadr ze starciem herosów chciałoby się oprawić i powiesić na ścianie w dużym formacie. Na deser dostajemy sporo szkiców, fragmenty scenariusza i okładki wydań zeszytowych ułożone w fenomenalne tryptyki.

Finałowy twist jest oczywiście wyciągnięty z kapelusza, ale tak naprawdę wpisuje się w konwencję, do jakiej przyzwyczaiły nas opowieści o Lidze (Ligach?). Kolejny element układanki – budowanej w Shazamie i Amerykańskiej Lidze Sprawiedliwości - wskoczył na swoje miejsce. Pozostało już tylko sięgnąć po Wieczne zło (recenzja w pierwszej połowie lutego) i poznać zakończenie tej monumentalnej wojny. Ostatnie kadry Trójki zapowiadają na swój sposób powtórkę z Kryzysu na dwóch Ziemiach – może być ciekawie!

Ocena: 7/10


Ostatnio na blogu:

Brak komentarzy: