> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 26 czerwca 2017

Y - ostatni z mężczyzn, tom 4

Brian K. Vaughan kontynuuje swoją niespieszną opowieść o ostatnim żyjącym mężczyźnie przemierzającym świat w poszukiwaniu ukochanej. W czwartym z kolei tomie cyklu czeka nas wszystko to, co już poznaliśmy we wcześniejszych odsłonach serii – pogłębienie charakterów postaci (obowiązkowe retrospekcje), zawężenie relacji między nimi, szczypta akcji i kilka fabularnych twistów.



Problemem serii jest monotonia. Tempo ani sposób snucia opowieści nie ulega zmianie. Vaughan jest naprawdę sprawnym rzemieślnikiem, który konsekwentnie rozwija świat przedstawiony (poszerzając go o nowe elementy i postacie), ale kolejne przygody bohaterów przypominają to, co już wcześniej widzieliśmy. Wątek piracki z poprzedniego tomu był odświeżający – mniej poważny, bardziej rozrywkowy, pozwalał na złapanie przez czytelnika oddechu. Niestety, był to pojedynczy wyskok, po którym wszystko wróciło do normy. Ta „norma” to oczywiście ciągle sprawnie rozpisana historia, z zaskakująco dobrze brzmiącymi dialogami i zwrotami akcji pojawiającymi się jak w zegarku, jednak po czasie ta precyzja w budowaniu opowieści zaczyna być męcząca. Twisty nie robią wrażenia, na retrospekcje reaguję wzruszeniem ramion, zaś jednostajne tempo wywołuje tylko znużenie. Sterylne, utrzymane w realistycznym tonie i niestety pozbawione pazura rysunki Pia Guerry tylko pogłębiają wrażenie monotonii.

Może to zmęczenie materiału, a może cisza przed burzą – liczę, że w ostatnim tomie serii Vaughan zaskoczy wszystkich. Z jednej strony jestem ciekaw, co szykuje na finał, na przestrzeni ponad 1000 stron polubiłem bohaterów ze wszystkimi ich zaletami i mimo wielu wad. Mam nadzieję, że telenowelowate losy Yoricka czeka spektakularne zamknięcie, a zagęszczane stopniowo wątki ładnie się połączą. Z drugiej strony – mam tej serii serdecznie dość, choć paradoksalnie nie mogę jej zarzucić nic więcej ponad to, że trzyma tak cholernie równy poziom.

7/10

Brak komentarzy: