
Wszystko zaczęło się od komputerowego magazynu „Play PC” w sierpniu Roku Pańskiego 2004. Tamże, na sześćdziesiątej stronie ukazał się szesnasty odcinek komiksowej telenoweli Śledzia pt. „8 Bit”. Mogę chyba śmiało powiedzieć, że plansza o Ambitnym (acz schorowanym) Łosiu i Puszczyninja oczarowała mnie.

Potem potoczyło się już szybko. Z górki, jak to się mówi. Kolejne numery Play’a (a wśród nich 20… tfu! 18 odcinek 8 Bita z gościnnym udziałem Anonimowego Grzybiarza), drugi numer kolorowego Osiedla Swoboda i wystawa komiksowa w muzeum Mangha w Krakowie. Przyszedł maj, wraz z nim urodzinki i wielka paczka przytargana przez listonosza. A w niej… komplet Produktów (bez dwóch ostatnich numerów z racji adnotacji okładkowej „+18”).

Może na początek wyjaśnijmy sobie kwestię co spowodowało, że sięgnąłem po archiwa Produktu, mając do wyboru całą gamę innych komiksów, zwłaszcza, że tamte czasy kojarzą mi się raczej z super-bohaterami? Chyba chodziło o „Osiedle…”, które urzekło mnie swoją całkowitą innością (zważcie na kontrast historii super-hero – Osiedle). Pamiętam ten szok – „Boże! To w komiksach tak brzydko mówią?!” – ale mimo niego, chciałem więcej. Chodziło też o Autorów. Śledziu, którego zakręcone scenariusze z mnóstwem humoru i świetna, dynamiczna kreska trafiły do mego młodego umysłu i nieźle namieszały (co można było rok później zobaczyć na forum gildii… khe… khe… Teraz mi wstyd…) oraz KaeReL, którego znałem z dwu-tomowej Ligii Obrońców Planety Ziemia i kolorowego „Osiedla”. Filipa Myszkowskiego znałem z "Zefira" (ukazującego się w śp. MixKomiksie). Tych trzech wystarczyło. Dzięki.
Było zasadniczo kilka komiksów, które w Produkcie uwielbiałem.
Oczywiście na pierwszym miejscu była (i nadal jest) flagowa seria Michała Śledzińskiego „Osiedle Swoboda” (jakiż był mój żal do Autora, gdy wraz z trzynastym P, seria została zawieszona na rzecz „Mondo i Daba”… ale kadr z samobójem i złamaniem otwartym był świetny).


Z bohaterami tej serii akurat trudno mi się identyfikować. Klimat też był całkiem inny, niż w Osiedlu. Trudno te historie nazwać obyczajowymi i prawdziwymi. Jednak zarówno kreska (kozak!) jak i śmieszące mnie historie zaowocowały ową miłością do dziecka Myszkowskiego. Tutaj raczej chodziło o akcję i naparzanie. O ile w „Osiedlu…” można było znaleźć tematy to refleksji i zastanowienia (a wszystko to pod zasłoną humoru), tak przygody trio były dla mnie czystą rozrywką. I właśnie to było w tej serii świetne – ostre akcje, ostre fazy, świetni i zapadający w pamięć bohaterowie i cięte riposty – bez zbędnych pierdół i owijania w bawełnę. Hell Yeah!


Ogromną zajawkę Produktem przyćmiła trochę zajawka Hellboy’em w pierwszej klasie gimnazjum. Jednak nie ma tego złego i tak dalej, bo Josephine idealnie wpasowała się w moje ówczesne gusta i Clarence Weatherspoon zagościł w moim top ulubionych autorów.
Mogę wymienić jeszcze wiele świetnych serii (chociażby „Strachy”, które są świetnym przykładem na zabawę konwencją czy „Shinear” – mroczna i ciężka faza) jak i łan szotów (ten z delfinem Andrzeja Janickiego nadal mnie niszczy, właściwie nie potrafię tego wyjaśnić) publikowanych na łamach owego legendarnego (właśnie dzięki nim) magazynu. Mogę pisać o każdym komiksie z osobna, razem, w parach, trójkątach itd. Ale chce Wam się to czytać…? No właśnie.
Moje zdanie jest raczej subiektywne – wiadomo – miano „Największego Fanboja Śledzia na Ziemi” zobowiązuje.

Produkt jest jak Ojciec Chrzestny z Marlonem Brando i Batmany Burtona. Niby stary, ale ciągle świeży. Obchodzi okrągłe urodziny, ale trzyma pion, nie garbi się pod natłokiem lat, wręcz przeciwnie. Jest dumny ze swojego wiekowego doświadczenia, potrafi jeszcze zadziwić młodych swą MOCą... Dziwnym nie jest.
Już po północy. Czas kończyć.
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin Produktu.
Z własnego Osiedla Swoboda pisał
- ciągle poszukujący Świątyni Grzyba Wiecznej Młodości i robiący to dla Ojca –
Wasz Anonimowy Grzybiarz
Siewka.
P.S. Motyw wzgardził, więc wylądowało tutaj ;)
1 komentarz:
Fanboj!
Uj ty do konkurencji piszesz!
Prześlij komentarz