Eleonora Ratkiewicz wraca z drugim tomem opowieści o przyjaźni człowieka i elfa. W części zatytułowanej Lare i t’ae
wydarzenia zakrojone są na ogromną skalę. Nadchodzi susza zagrażająca
całemu światu. Czas głodu, krwi i pustynnego wiatru. Władcy
poszczególnych krain muszą się zjednoczyć we wspólnej walce i
przeciwstawić nieubłaganym siłom natury. Nie jest to jednak łatwe, gdyż
każdy z nich ma inny pogląd na sprawę, własny cel i odmienne motywacje.
Tylko niezwykle mądry Lermett, władca Najlisu, może ich pogodzić przy
drobnej pomocy elfich przyjaciół, starego krasnoluda i młodego, acz
utalentowanego maga. Ale czy na pewno mu się uda?
Z pełnej przygód opowieści drogi, jaką była część pierwsza - Tae Ekkejr,
przenosimy się do pękającej od intryg i zdradliwych knowań, politycznej
gry. Do Najlisu zjeżdżają dyplomaci wydelegowani przez władców każdej
liczącej się krainy. Nie brakuje również samych koronowanych głów.
Zebrani przywódcy, mimo oficjalnie panującego pokoju, są podzieleni.
Otwierają się stare rany i zamiast rozwiązania, kolejne rady przybliżają
władców do wojny. Lare i t’ae jest doskonałym
przykładem sequela – wszystkiego jest tu więcej, wydarzenia zakrojone są
na szerszą skalę niż w pierwszym tomie, również zagrożenie jest
większe. Afera, wokół której ogniskowała się fabuła części pierwszej,
była jedynie przystawką do tego, co ma nadejść w tomie drugim. Również
postaci jest dużo więcej – każda z dziewięciu krain wysyła do Najlisu
swą delegację, składającą się przynajmniej z kilku członków. Mamy dzięki
temu okazję poznać ludy zamieszkujące poszczególne krainy, dowiedzieć
się co nieco o ich zachowaniach i przyzwyczajeniach. Każda z postaci ma
do odegrania swoją rolę, jednak można czasem poczuć się zagubionym w ich
natłoku, zwłaszcza, że większość imion jest niezwykle podobna, a i same
postacie nazywane są przynajmniej kilkoma przydomkami. Kreacjom
bohaterów nie można jednak niczego zarzucić, wielu z nich trudno wręcz
nie darzyć sympatią.
Nad fabułą wciąż unosi się widmo nadchodzącej zagłady, nie przeszkadza
to jednak autorce wplątywać w fabułę coraz rozmaitsze gagi i pełne
humoru sytuacje i dialogi. Niejednokrotnie zdarzało mi się parsknąć
śmiechem, by po chwili uronić łzę wzruszenia – Eleonora Ratkiewicz
pisze bardzo emocjonalnie, jej książka chwyta za serce. Często zmusza
nas do wstrzymania oddechu, gdy z wypiekami na twarzy śledzimy losy
bohaterów. Tak jak i w pierwszym tomie, autorka pięknie pisze o
przyjaźni i miłości, świetnie oddając zawiłości ludzkich charakterów.
Lare i t’ae jest pod każdym względem lepsze od swojej poprzedniczki. Eleonora Ratkiewicz
pisze dużo lepiej – poprawił się styl, warsztat pisarski, jak i
wyczucie rytmu. Lepsze jest rozłożenie akcentów – mamy chwile, gdy akcja
gna do przodu, jak i te, kiedy mamy szansę złapać oddech. Tło wydarzeń
jest sprawnie przygotowane, autorka wymyśliła świetne, żyjące własnym
życiem uniwersum, z którego w pierwszej części zobaczyliśmy jedynie
malutki fragment. Może fabuła nie jest zbyt oryginalna, jednak można to
autorce wybaczyć. Bo, wbrew pozorom, fabuła stanowi tylko pretekst do
przedstawienia prawd o ludzkich uczuciach i zachowaniach. Czasem chyba
jest to zrobione zbyt łopatologicznie, jednak Lare i t’ae
kazało mi się czasem chwilę zastanowić i pomyśleć. Dodając do tego
wyraziste postacie i sporo humoru, a także kilka świetnych anegdot
wplecionych w fabułę, nie można Lare i t’ae nie polecić.
Recenzja pierwotnie została opublikowana na portalu Valkiria Network.
Tutaj pisałem o tomie pierwszym - "Tae Ekkejr!".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz