> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 7 października 2013

366 - Najgorsze MFK na jakim byłem - MFK 2013

Co nie znaczy, że było źle. Po prostu rok temu podobało mi się bardziej. Atlas Arena wypadła w moim odczuciu dość bezpłciowo, zabrakło specyficznego, kameralnego klimatu znanego z ŁDKu.


Może i było więcej miejsca, może zawsze znalazło się miejsce by odpocząć (te dwa argumenty pojawiają się dość często), ale sporą część festiwalu spędziłem na chodzeniu pomiędzy oddalonymi od siebie salami czy podróży w poszukiwaniu centrum i czegoś do zjedzenia (bo w festiwalowej restauracji było drogo, mało, niesmacznie i bez sałatki o którą prosiłem).

Zahaczyłem tylko o kilka spotkań, bo jak zawsze wolałem spędzać czas na giełdzie szukając znajomych i komiksów. Tych pierwszych było jak zawsze dużo, tych drugich trochę mniej (z nowości przywiozłem tylko Fugazi i ziny). Miło było wszystkich zobaczyć i pogadać, działo się sporo, więc może nie za długo, ale zawsze. Wracając do spotkań - bardzo podobało mi się to o Marvelu, Don Rosa okazał się narzekającym starszym człowiekiem (myślałem, że będzie bardziej luźny i zabawny - dziwne, bo w bezpośredniej rozmowie przy rysografach był świetny), Marcin Podolec odpowiadał na pytania jakoś lakonicznie i skrótowo, natomiast najfajniej słuchało mi się Szawła Płóciennika. Czekam na komiks o Pinkim z niecierpliwością, bo zapowiada się genialna rzecz. W przeciwieństwie do Michała Jankowskiego ("Jak będziesz pisał relację, to napisz coś o mnie") nie przywiozłem w tym roku do domu żadnego autografu, jak zawsze nie chciało mi się stać w kolejkach, a z dwóch interesujących mnie artystów, Śledzia nie było, a Anny Heleny Szymborskiej nie znalazłem. Muszę jednak przyznać, że to co wyprawiał w albumach Gradimir Smudja było zachwycające - rysował, malował, wycinał, full serwis.

Oficjalną część sobotniej imprezy kończył żenujący pokaz cosplayu (drący ryja Deadpool - wtf?! Sprawdźcie sami, od 7 do 10 minuty) i równie nieudana gala. Na scenie wymieniano po kolei nagradzanych we wszelakich konkursach i robiono to w sposób mało zajmujący, tak że nikogo z publiczności (bardzo skromnej należy dodać) to nie interesowało. A przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Na pytanie dyrektora festiwalu, czy chcemy, by za rok też było w AA, większość zgodnie zabuczała przecząco, na co pytający odparł "no to będzie". Jedynym udanym akcentem gali było przemówienie przygotowane przez Jana Mazura. Przy okazji gratuluję wszystkim nagrodzonym.

Brak oficjalnego afterparty to dla mnie największy minus. Tak jak podejrzewałem, towarzystwo się podzieliło i każdy poszedł w swoją stronę. Nie można było bawić się ze wszystkimi. Najpierw posiedziałem z krakowską ekipą, a potem - stwierdziwszy, że przecież i tak często się widujemy, więc może warto by poszukać kogoś, z kim widuję się rzadziej - uderzyłem do ekipy "jesteśmy naćpani jak bobry" (kto ma wiedzieć, ten wie). Było grubo, najpierw browary, potem wjechała wóda. Drogi powrotnej taksówką nie pamiętam - dziękuję więc współtowarzyszom noclegu za ogarnięcie mnie i skierowanie w stronę właściwego łóżka. W międzyczasie dostałem jeszcze mandat za picie w miejscu publicznym w wysokości stu polskich złotych. Zdarza się, choć w niedzielę nie mogłem z tym żyć. Przepraszam wszystkich, którzy słyszeli tę historię zbyt wiele razy.

Niedzielny poranek był zaskakująco dobry, biorąc pod uwagę ilość spożytego poprzedniego dnia alkoholu. W ogóle niedziela upłynęła bardzo szybko (głównie na opowiadaniu o mandacie każdej spotkanej osobie) i zanim się obejrzałem już byłem w domu (dzięki Rafał!). 

Nie wiem czy widać to w powyższym tekście, ale choć była to najsłabsza eMeFKa na jakiej byłem, to i tak bawiłem się dobrze i prawdę mówiąc nie wiem, co do końca mi nie pasowało. Może zabrakło gości, może kilka wpadek organizacyjno-technicznych mnie zawiodło, może sama Atlas Arena nie do końca mi pasuje. Może za rok będzie lepiej, taką mam nadzieję. Jeszcze raz dziękuję wszystkim, z którymi się widziałem, zwłaszcza tym, którzy chcieli spędzić ze mną więcej czasu i tym, których dopiero poznałem. Bo dla mnie MFKi to nie tylko kupowanie komiksów, zdobywanie rysunków i słuchanie zagranicznych gości, a przede wszystkim spotkania ze znajomymi. I w tej kwestii było świetnie jak zawsze.

2 komentarze:

GiP pisze...

W sumie to aż tak źle nie było ;)
Dla mnie pełno rzeczy było "po raz pierwszy" - gala (nudna), afterparty (niestety podział na grupki uniemożliwił spotkania w większym gronie)...
Fajnie było w końcu poznać wielu nowych ludzi, nawiązać nowe znajomości i razem spędzić czas.

oby organizatorzy tym razem wyciągnęli wnioski i poprawili parę rzeczy w przyszłym roku

Darek pisze...

Z tymi bobrami to przesadziles. :p