> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 22 listopada 2013

380 - Pamięci żałobny rapsod

Książka Łukasza Kowalczuka TM-Semic. Największe komiksowe wydawnictwo lat dziewięćdziesiątych w Polsce to głównie historia legendarnego już wydawnictwa, ale także krótkie wprowadzenie w dzieje komiksu w Polsce sprzed czasów TM-Semic i rzut oka na dzisiejszą kondycję superbohaterskich opowieści. W ośmiu rozdziałach dostajemy garść anegdot i ciekawostek, dowiadujemy się, jak narodziło się to wydawnictwo i co przyczyniło się do jego upadku. Autor sporo miejsca poświęca popularnym w swoim czasie „stronom klubowym” oraz tworzy listę najważniejszych serii wydanych w latach 90. XX wieku przez tytułowe wydawnictwo (od przygód Spider-Mana i Batmana po wydania specjalne w stylu Mega Marvel). Wszystko to okraszone jest sporą liczbą ilustracji, okładek i przykładowych stron.

Książkę czyta się bardzo szybko. Styl, jakim operuje Kowalczuk, jest bardzo przystępny, a wszystko, o czym pisze, ciekawe. Choć sporo informacji zawartych w książce było mi już wcześniej znanych (pamiętajmy, że książka powstała jako praca magisterska, opiera się na ogólnodostępnych źródłach), nie przeszkadzało to w lekturze ani trochę. Dzięki książce Kowalczuka z przyjemnością wróciłem do lat dzieciństwa i choć moje pierwsze kroki z komiksem przypadły już na schyłek TM-Semic i drugą połowę lat 90. to z łezką w oku przypomniałem sobie niektóre tytuły, które czytane wiele lat temu wciąż doskonale pamiętam (jednym z pierwszych zeszytów, jaki dostałem, był ten opowiadający o finałowym pojedynku Bruce'a Wayne'a z Azraelem – pamiętacie finał z wyjściem z jaskini? Ja doskonale!). Choć autor nie jest obiektywny w swych opiniach, nie stara się oceniać wydawnictwa – to zadanie pozostawia czytelnikowi.

TM-Semic. Największe komiksowe wydawnictwo lat dziewięćdziesiątych w Polsce to pozycja ciekawa, choć nie odkrywcza. To lektura na jeden wieczór. Z pewnością stanowi gratkę dla młodych czytelników, którzy TM-Semic znają jedynie z opowieści, ale i starsi czytelnicy, którzy wychowali się na ofercie superbohaterskiej (i nie tylko, jak kilkukrotnie zaznacza autor) Semica powinni być zadowoleni, bo dzięki książce Kowalczuka będą mogli przeżyć sentymentalną podróż w przeszłość, gdy komiksowe zeszyty wydawane były w tysiącach egzemplarzy i kosztowały tysiące złotych. 

Ocena: 7/10

2 komentarze:

menklawa pisze...

Do dziś pamiętam mój pierwszy zeszyt z przygodami Batmana, w którym walczył z wyznawcami voodoo na płonącym palcu.Ile bym dał by odnaleźć zaginiony stos komiksów TM-SEMIC. Do dziś nie wiem co się z nim stało. Twój post przypomniał mi, że muszę wyjaśnić tą zagadkę z przeszłości.

Jan Sławiński pisze...

Powodzenia w takim razie!