Lata pięćdziesiąte w Hollywood to złoty okres kina gatunków. W tym
samym czasie Amerykę trawił strach i niepokój związane z Zimną Wojną i
wyścigiem zbrojeń. Napięte nastroje społeczne doskonale odzwierciedlały
fabuły kolejnych spektakularnych widowisk spod znaku science fiction.
Po pierwszej próbie jądrowej przeprowadzonej przez Rosjan Amerykę opanowała panika. Nic więc dziwnego, że
część filmów opowiadała o inwazji Marsjan z czerwonej planety (metafora
państwa komunistycznego), którzy zastępowali Amerykanów ich sobowtórami
(co było metaforą działalności szpiegowskiej).
Akcja takich obrazów najczęściej rozgrywała się w małym miasteczku, w
zamkniętej, konserwatywnej społeczności wyznającej najlepsze
amerykańskie wartości, a fabuła była schematyczna: bohater jest
świadkiem lądowania na Ziemi niezidentyfikowanego obiektu latającego, a z
czasem jego rodzina i znajomi zaczynają zachowywać się nietypowo. Przykładem tego nurtu mogą być takie filmy, jak: To przybyło z kosmosu, Najeźdźcy z Marsa, zaś za najlepszy film korzystający z tych wzorców uważa się Inwazję porywaczy ciał,
w której doskonale oddano klaustrofobiczną atmosferę nieufności i
narastającego niepokoju. Dla równowagi warto również wspomnieć o
„najgorszym filmie w dziejach kina” – Planie dziewięć z kosmosu.
O innych tendencjach w kinie sci fi w latach 50. i rewolucji, jaka nastąpiła w gatunku w kolejnych dekadach, przeczytacie na CDblogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz