> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

czwartek, 17 grudnia 2015

Wolverine: Origins II (Kieron Gillen, Adam Kubert)

Kontynuacja kultowej genezy Wolverine’a rozgrywa się jakiś czas po miniserii Paula Jenkinsa i Andy’ego Kuberta. Logan żyje wśród wilków. Gdy jednak jego nowa rodzina ginie rozszarpana przez śnieżnego niedźwiedzia, samotnik musi udać się w stronę cywilizacji. Ludzie zniewolą go, będą pokazywać w klatce i eksperymentować. Oczywiście tylko do czasu, gdy ludzka natura Wolverine'a zostanie zepchnięta w cień przez zwierzęcą furię.





Podczas lektury Origins II czytelnik czuje narastające zniecierpliwienie. Brakuje tu przede wszystkim pomysłu – wydaje się, że Gillenowi brakowało jakiejkolwiek koncepcji jak rozwijać wątki z oryginału Jenkinsa. Pierwszy zeszyt (z pięciu zebranych w albumie) wypada jeszcze ciekawie: głównie przez ograniczenie dialogu, sprawne opowiadanie obrazem; osadzenie w śnieżnej scenerii, wśród dzikich zwierząt i nacisk na eskalację konfliktu między Rosomakiem a ogromnym niedźwiedziem. Niestety później jest coraz gorzej – pojawia się grupa myśliwych, a Wolverine zostaje schwytany. Na pierwszy plan wysuwają się dywagacje o zwierzęcej naturze głównego bohatera, pierwsze skrzypce grają postacie bez charakteru i metafory pozbawione jakiejkolwiek subtelności. Sama fabuła toczy się w ślimaczym tempie, nie wywołuje żadnych emocji. Jedynie znużenie i pogłębiającą się ze strony na stronę pewność, że całość zmierza donikąd. Kolejna fabuła z serii „najgorszym ze zwierząt jest człowiek”, nuda.
Również trzecioosobowa narracja pozostawia wiele do życzenia, wypełniona sztucznie budowanym dramatyzmem tylko przeszkadza, bo rysunki Adama Kuberta mówią same za siebie. Jest na czym zawiesić oko. Najlepiej wypada pierwszy zeszyt, klimatycznie osadzony w wysokich partiach gór, gdzie drzewa pokrywa gruba warstwa śniegu, a w dole rozgrywa się brutalna walka dwóch drapieżników. I mimo że w warstwie graficznej kolejne zeszyty prezentują się również porządnie, zupełnie pozbawiony walorów scenariusz sprawia, że po raz pierwszy tytuł wydany przez Muchę Comics naprawdę mnie zawiódł.

4/10

Dziękuję wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.

Ostatnio na blogu:

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

A gdzie ocena?

misiokles pisze...

Czy w tym komiksie dostajemy prawie-że-genezę Sinistera?

Jan Sławiński pisze...

Ocena dodana.

Misiokles - geneza to za dużo powiedziane.