Z okazji nowego roku graficzka :}

PS. Chłopaki, lepiej by było gdybyśmy składali życzenia razem a nie każdy osobno nie? ;]





Kinga. Genialna. Lepsza od ekranizacji o wiele. Smutna i wzruszająca, ale genialna. Jak to u Kinga - wyraziści bohaterowie, wspaniale zarysowani. Książka przemyślana od początku do końca, z zwrotami akcji, czasami powalającymi na kolana (jak to dobrze, że czytałem wyd. zbiorcze, bo jakbym miał czekać kilka tygodni (miesięcy?) na następny rozdział, to nie wiem czy bym wytrzymał). Książkę się dosłownie wciąga, co jest pewnego rodzaju charakterystycznym elementem w powieściach i opowiadaniach Kinga. Jeszcze żądna książka Króla mnie nie zawiodła, ale "Zielona Mila" plasuje się w czołówce jego najlepszych książek.
Oglądałem wczoraj V for Vandetta. I bardzo mi się spodobało. Tak bardzo, że entuzjastycznie sięgnąłem po komiks (oryginalny integral), lecz zaraz odłożyłem , przeczytawszy zaledwie kilka stron. Ano późno było i mnie zmógł sen. Ale niedługo pewnie coś naskrobie, jak skończę. W filmie jest kilka motywów, które mnie zastanawiają i mam nadzieję, że ujście swojej ciekawości znajdę właśnie w komiksie Moore'a. "Remember, remember, the 5th of November..."
Po genialnych opowiadaniach, bardzo dobrym początku sagi (1-2 tom), słabawym trzecim i dobrym czwartym tomie zapowiada się na to, że zakończenie będzie trzymało poziom pierwszych dwóch tomów. Denerwują mnie tylko niektóre wątki (np. Jarre) i to, że z Sagi o Wiedźminie robi się Saga o Wszystkich Innych oprócz Wiedźmina. Bardzo często podchodzę do książek emocjonalnie, dlatego strasznie zasmuciła mnie SPOILER! śmierć wielu bohaterów, których już zdążyłem polubić... Natomiast ucieszył mnie los Bonharta - dobrze mu tak, skurczybykowi jednemu! Trza go było jeszcze potorturować troche! KONIEC SPOILERA! Na później ostały mi jeszcze 2 opowiadania ze świata Wiedźmina, (lecz spoza cyklu) ze zbioru "Coś się kończy, coś się zaczyna...".
Wiedźmin: the game - gra "Polak potrafi" również mnie porwała i nie chce puścić. Staram się wykonać wszystkie zadania, i te poboczne, i te - oczywiście - główne, więc siedzę w pierwszym akcie już chyba ze dwa dni. Ale mam dużo zabawy (i trzy karty xD), a o to przecież chodzi, nie o szybkość ukończenia gry. Prawda?

Są takie opowieści, które towarzyszą nam od kołyski aż po grób. Istnieje kilka historii, ni to bajek, ni przypowieści, które mogą być interesujące dla czytelnika w każdym wieku - i zawsze odnajdzie się w nich coś nowego. Można je interpretować na dziesiątki sposobów, dokonywać wszelakich wariacji i przekształceń pierwotnej treści - i tak powrócą do swego oryginalnego (bądź przynajmniej do oryginału zbliżonego) kształtu. Każde dziecko i dorosły, który kiedyś dzieckiem był, na pewno nosi w pamięci co najmniej kilka kadrów, klisz i ech tych baśni... Szalony Kapelusznik smarujący zegarek masłem, stłumiony przez piach pustyni upadek Małego Księcia, wielka powódź, która zalała Stumilowy Las (a być może wcześniej i Dolinę Muminków), złowieszcze tykanie budzika w brzuchu olbrzymiego gada...
Pomysł ciekawy, gorzej z wykonaniem - bo jakkolwiek seria ma kilka dobrych i znakomitych momentów, to jednak zbyt często z kartek wieje nudą. Szczególne brawa za pierwszy zeszyt (o czym już wspomniałem) i za samą ideę pokazania "originu" poszczególnych postaci z Nibylandii i okolic. No i za rysunki, przywodzące na myśl najlepsze francuskie szkoły i cieszące oko. I za okrucieństwo - uderzające tym bardziej, że jego twórcami są dzieci. Kilka słabszych wątków to wg mnie wciśnięty nieco na siłę Kuba Rozpruwacz (ograniczyłbym jego bytowanie do jednego zeszytu) czy sporo dłużyzn- przeciągnięta pogoń krokodyla za piratami na wyspie czy relacje Piotruś - Dzwoneczek - Tygrysia Lilia. Narracja chwilami siada, historia zaczyna się wlec, a dialogi brzmią jak z książki dla dzieci (nie wiem, czy to celowa stylizacja, ale mnie nazbyt często to drażniło). Ach, no i nieszczęsne pokrewieństwa i powinowactwa Kapitana Haka... Jak z Gwiezdnych Wojen. Ech. Mimo to polecam każdemu, kto ciepło wspomina książkę i/lub bajkę Disneya, a nie boi się odrobiny twórczej inwencji w historiach z dzieciństwa.

Zabawne. Właściwie niedawno razem z Wojciechem Głuszkiem i Rafałem Szłapą prowadziłem naukowy dyskus o wspomnianym wyżej wydawnictwie. Ale o tym kiedy indziej (właściwie to przygotowuje się do jakiegoś dłuższego postu/artykułu na temat w.w. wydawnictwa). W każdym razie 4 tom Corto Meltese to dla mnie całkowita niespodzianka.Witam,
Wyobraźcie sobie, że pakiet Egmontu ukazał się wczoraj, 5 dni przed
zapowiadaną premierą, a w nim:
1. Boże chroń królową
2. Czwarta siła
3. SW Dziedzictwo t.2
4. Mikropolis. Przewodnik turystyczny
Natomiast krakowski Post opublikował
czwarty tom Corto Maltese. Poza tym
udało nam się zapanować nad dostawą ze Stanów i część z komiksów jest już
dostępna w sklepie internetowym.
Tyle na razie
Pozdrawiam
Łukasz Stokowski
--
Komikslandia
http://www.komikslandia.pl/

Jak to jest być jednym z najpotężniejszych magów na Ziemi? Ile możliwości daje znajomość pradawnych okultystycznych rytuałów i technik magicznych? Jak czuje się jedyny człowiek w dziejach, który oszukał Szatana w trzech osobach i wykaraskał się z nieuleczalnej choroby nowotworowej? Jak to jest być zgorzkniałym, uzależnionym od alkoholu Anglikiem w średnim wieku, który zostawia za sobą szlak pełen trupów przyjaciół i towarzyszy, nie potrafi związać się z żadną kobietą i pali jak smok?
Po tym miłym, aczkolwiek nieszczególnie skomplikowanym epizodzie następuje właściwa historia, czyli „Strach i wstręt”. I tutaj jest już dobrze, a nawet bardzo – Ennis udowadnia, że jego domeną są nie tylko fajnie brzmiące gadki pomiędzy barowymi cwaniakami i łojenie skóry dewiantom i złym gościom przez przedstawicieli tzw. „jasnej strony mocy”, ale przede wszystkim stosunki międzyludzkie – także subtelne zauroczenia, gorejący gniew, niechęć i nienawiść, ale też zwykła bezsilność. Nie jest to może jakiś narracyjny majstersztyk, ale czyta się przyjemnie- bez dłużyzn, kilka zwrotów akcji, kilka ciekawych tekstów Johna – smakowity, pełnokrwisty komiks. Bez żylastych kawałków, ale też bez szczególnej pikaterii- mimo to nada się na treściwy posiłek dla każdego czytelnika. I potem czas na smakowity deser- „Drogi Johnie”. Tutaj nie ma już ani krzty magii (z jednym, maleńkim wyjątkiem) , niesamowitości, wysłanników nieba czy sług piekła. Jest bolesna proza życia, w której widać dokładnie, że Constantine jest tylko i wyłącznie człowiekiem. Żałosnym i słabym , pozbawionym tego, co mu było najdroższe- ze swojej własnej winy. „Pan bez fletu”, jak napisał Schulz. Smutne.
Jako, że niedługo do kin wchodzą naprawdę grube adaptacje komiksów postanowiłem zrobić osobisty
7. Punisher (ten nowszy)- lubię ten film mimo monotonni i płytkości. Obraz broni się przede wszystkim świetnymi scenami, nawiązaniami do komiksów Ennisa i dobrej muzyce.
ERAGON - Pierwszą część Trylogii (czy na pewno?) "Dziedzictwo" Christophera Paoliniego przeczytałem z dużą przyjemnością. Dobra była, a ja, kilka lat temu, nie byłem tak wymagającym czytelnikiem, co teraz. Smoki, elfy, potwory, magowie, zuuuuo - wszystko czego mi było do szczęścia potrzeba. Jednym słowem wsiąkłem w świat wykreowany przez piętnastoletniego Krzysztofa. Nie dostrzegałem schematyczności i powielania. Byłem oczarowany, tym, że piętnastoletni chłopiec potrafi napisać coś takiego (niedługo potem zostałem wyprowadzony z błędu, ponieważ Christopher miał 15 lat gdy zaczynał pisać książkę, gdy skończył miał już około 18-19. Co więcej książkę wydali mu rodzice, bo dziwnym trafem mieli wydawnictwo. Tak więc motyw "genialnego nastolatka" był mocno przesadzony).
NAJSTARSZY - część druga. Ukazała się w 2006 roku. Kupiłem zaraz po premierze (specjalnie do sklepu leciałem!). No i co? I nic. Gdzieś w połowie przestałem czytać, bo autor ewidentnie przynudzał. Skończyłem dzisiaj (2008 rok mamy, czyli po 2 latach przerwy), zachęcony obietnicami koleżanki, że końcówka jest dobra. I rzeczywiście jest. Nie genialna, ale dobra. Może zaskoczyć. Co tam, że kilka ostatnich rozdziałów zrzyna jak leci z Trylogii (nie, nie Sienkiewicza) Tolkiena (o LOTRa chodzi, jakby ktoś nie wiedział). To można przeboleć, bo rozdział "Najstarszy" i "Dziedzictwo" pokazuje, że autor jednak ma pomysł na kolejną część. Tak więc zakończenie jest lepsze od całej książki.
FILM - był gdzieś między Eragonem a Najstarszym. I klapa kompletna. Amerykański odpowiednik naszej ekranizacji Wiedźmina. Pisałem o nim w 2006 roku na forum gildii.
BRISINGR - trzeci tom trylogii. Nie czytałem jeszcze, ale pewnie niedługo nadrobię. Pożyczę od kolegi, bo żal mi kasy. Aha. I na końcu okazuje się, że trzeci tom trylogii jest trzecim tomem tetralogii. No, Panie Paolini. Tak się nie robi. To już ewidentny skok na kasę.