> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

niedziela, 29 maja 2011

205 - Horror grubą nicią szyty

"Koszmar na miarę" autorstwa Roberta Cichowlasa i Kazimierza Kyrcza Jr. to kolejna - po "Siedlisku" - wspólna powieść tego duetu. Miałem wcześniej przyjemność przeczytać zarówno opowiadania obu autorów w różnych antologiach, wspólnie spłodzony zbiór opowiadań "Twarze Szatana" oraz "Sępy" (o których pisałem tu) Chichowlasa tworzącego na spółkę z Rostockim. Można więc powiedzieć, że znam twórczość obu Autorów, zwłaszcza Roberta. Co tu dużo mówić - jak lubię jakiegoś Autora, to staram się czytać wszystko co napisał (z Pratchettem się udało, z Pilipiukiem też, kończę z Kingiem, to i z Cichowlasem się uda :)). Musiał więc kiedyś przyjść i czas na "Koszmar na miarę", który - przez majowe egzaminy - trochę przeleżał na półce.

Życie Bartka Lipskiego, głównego bohatera powieści, nie jest kolorowe. Praca w ekskluzywnym sklepie odzieżowym nie daje mu satysfakcji, kokosów nie zarabia, a na dodatek musi użerać się z agresywnie nastawionym do świata kierownikiem. Sytuacji nie poprawia fakt, że - zaczynając od podejrzanej reklamacji - ubrania w butiku zaczynają samoistnie... krwawić! Ale to tylko początek, prawdziwe problemy zaczynają się, gdy na scenie pojawia się stara wieszczka, a w ciemności daje się słyszeć łopotanie ogromnych skrzydeł...

Robert i Kazek wiedzą jak skonstruować porządny horror. Wiedzą również jak porządnie go napisać. "Koszmar na miarę" jest solidnie napisany, łatwym, pełnym potocznych wyrażeń językiem. Szybka akcja wciąga, klimat czaruje, a nawiązania i stare klisze, które zostają ukazane w nowym świetle wywołują uśmiech niejednokrotnie podczas lektury. Nie oczekujcie bowiem niczego rewolucyjnego, powieść doskonale wpisuje się w koncept niejednego horroru, bawiąc się schematami i ogranymi akcjami. Książka z pewnością nie jest wybitna (ale raczej nigdy za taką uchodzić nie miała), jednak to ciągle bardzo porządną lektura (wiem, jak to zabrzmiało, jednak nie doszukujcie się tu konotacji pejoratywnej - to, że książka jest lekka i przyjemna zaliczam in plus). Autorzy postarali się, by niepokój towarzyszył czytelnikowi podczas lektury, konsekwentnie rozwijając kolejne wątki prowadzące do spektakularnego finału zwieńczonego spokojnym, klimatycznym epilogiem. Brawa za to.

Minusów za wiele nie znalazłem. Korekta się nie postarała zbytnio, czasem brakuje kropek lub kresek nad tym czy innym "z", a przecinki zdają się być nie na swoich miejscach.
Jedyna scena jaka w moim odczuciu nie wypada najlepiej to scena łóżkowa. Dla mnie za długa i za bardzo szczegółowa (aż siedem stron bardzo dokładnego opisu stosunku).

Cóż mogę powiedzieć na koniec? Robert Cichowlas i Kazek Kyrcz Jr. od pewnego czasu udowadniają, że w Polsce da się pisać porządne horrory. "Koszmar na miarę" stanowi kolejne tego potwierdzenie. Tylko tak dalej, Panowie!

Dziękuję Robertowi za darmowy egzemplarz i wspaniałą dedykację.

niedziela, 15 maja 2011

204 - Arthur Conan Doyle vs. Guy Ritchie

Czyli moja prezentacja maturalna z języka polskiego w stanie niezmienionym. Niestety, limit czasowy nie pozwolił na bardziej wnikliwe spojrzenie.


- Wybrałem temat: Na podstawie wybranego dzieła z XIX lub XX wieku oraz jego ekranizacji dokonaj analizy porównawczej sposobu kreacji głównego bohatera.
- Zwróciłem na niego uwagę, ponieważ zauważyłem, że bardzo wiele filmów cieszących się popularnością wśród widzów jest opartych na znanych dziełach literackich i można to zauważyć nie tylko w kinematografii polskiej, ale też światowej.
- Wśród polskich filmów można by wymienić chociażby adaptację prozy Andrzeja Sapkowskiego pt. „Wiedźmin” i w ogóle wielu lektur szkolnych, takich np., jak: „Pan Tadeusz”, „Zemsta” w reżyserii Andrzeja Wajdy czy „Ogniem i Mieczem” Jerzego Hoffmana.
- Z kolei przykładem adaptacji zagranicznych mogą być tak znane filmy, jak „Władca Pierścieni” Petera Jacksona czy „Kod da Vinci” Rona Howarda.
- Zanim przejdę do istoty mojej prezentacji, chciałbym przybliżyć definicję adaptacji i ekranizacji, gdyż te pojęcia bardzo często są mylone i używane wymiennie. Tymczasem w „Słowniku filmu” czytamy, że:
Adaptacja to przystosowanie materiału literackiego do sfilmowania, ale adaptacji dzieła literackiego nie patronuje idea dochowania wierności, wręcz przeciwnie – dzieło literackie staje się tylko inspiracją dla reżysera, który dokonuje często tzw. „twórczej zdrady”. Film staje się wtedy tylko komentarzem, interpretacją czy polemiką.
- Natomiast ekranizacja - w przeciwieństwie do adaptacji filmowej - stanowi możliwie wierne przekazanie oryginału.
- Przy adaptacji filmowej najważniejsza jest osoba reżysera i jego wizja, której podporządkowuje dobór współpracowników, np. operatora kamery, kompozytora, scenarzysty, twórców efektów specjalnych i wreszcie aktorów. Film składa się bowiem z wielu płaszczyzn i posługuje się charakterystycznymi tylko dla siebie środkami, określanymi jako „język filmu”.
- Język filmu jest oczywiście odmienny niż język literatury, ale zarówno literatura, jak i film mają wspólne cechy, np. świat przedstawiony, narrację, fabułę czy bohaterów.
- Chciałbym skoncentrować się tylko na jednym z tych elementów, a mianowicie na kreacji bohatera literackiego i filmowego.
- Wybrałem postać Sherlocka Holmesa z książek Arthura Conana Doyle’a. Ten słynny detektyw, którego pisarz powołał do życia w 1887 roku w powieści Studium w szkarłacie do dziś budzi fascynację – zwłaszcza wśród miłośników zagadek kryminalnych.
- Postać Sherlocka Holmesa przybliża Czytelnikowi jego najbliższy współpracownik i przyjaciel – doktor Watson. To właśnie jego oczami patrzymy na detektywa, ale co ciekawe, nie otrzymujemy dokładnego portretu.
- Jak wiemy, w powieściach XIX-wiecznych, np. w powieściach realistycznych, narrator trzecioosobowy często opisywał dokładnie wygląd zewnętrzny postaci – kolor włosów, oczu, strój.
- U Doyle’a otrzymujemy informacje o wyglądzie i cechach charakteru Sherlocka w sposób niepełny. Watson bowiem dawkuje nam informacje, które są rozsiane w wielu opowiadaniach. Układanie obrazu Holmesa przypomina zatem układanie puzzli, a pełny wizerunek bohatera Czytelnik może dostrzec po zapoznaniu się z całym cyklem opowiadań.
- Po tych zabiegach wyobrażamy sobie detektywa jako mężczyznę wysokiego, szczupłego, z fajką w ustach, w zamyśleniu siedzącego w swoim ulubionym fotelu.
- W rozwiązywaniu zagadek kryminalnych Holmes posługiwał się tylko rozumem i kieszonkową lupą, którą badał najdrobniejsze ślady pozostawione przez przestępców, a niezauważone przez nikogo innego.
- Czytelnikowi imponuje nie tylko spostrzegawczość Holmesa, ale też jego ogromna wiedza, np. w opowiadaniu Tajemniczy Pacjent czytamy:
Holmes otworzył pudełko i powąchał jedyne cygaro, które było w środku.
- O, to jest hawańskie, a to niedopałki specjalnego gatunku, importowanych przez Holendrów z ich wschodnioindyjskich kolonii. Umieszczane są zwykle w słomkowych opakowaniach i ze względu na swą długość są nieco cieńsze od cygar innych marek…
- Holmes fascynuje przede wszystkim zdolnością dedukcji i wyciągania trafnych wniosków, a także tym, że jest świetnym psychologiem. Na podstawie zmian mimiki, gestów potrafił odtworzyć proces myślenia i uczucia kogoś, kogo obserwował.
- Zawsze myśli racjonalnie i nie wierzy w zjawiska paranormalne. Wydarzenia, które inni uważają za nadprzyrodzone, on potrafi wyjaśnić w sposób rozumowy. Tak właśnie interpretuje zagadkę wampirzycy w opowiadaniu Wampirzyca z hrabstwa Sussex czy psa-widmo w powieści Pies Baskerwillów.
- Jak sam niejednokrotnie powtarza:
Kiedy wyeliminuje się wszystko, co niemożliwe, cokolwiek pozostanie, choćby nie wiem, jak nieprawdopodobne, musi być prawdą.
- Jeśli chodzi o jakieś hobby detektywa, to dowiadujemy się, że lubił grać na skrzypcach.
- Natomiast nie jako hobby, ale jako dziwactwo można potraktować jego skłonność do wystrzeliwania w ścianie inicjałów królowej Anglii.
- Holmes miał również wstydliwy nałóg, albowiem był uzależniony od kokainy, o czym dowiadujemy się w powieści Znak Czterech.
- Nałogiem dla niego była również praca. Według Watsona Holmes kochał pracować i udręką był dla niego odpoczynek, zwłaszcza na łonie natury, której piękna nie potrafił dostrzec. Brak możliwości rozwiązywania zagadek kryminalnych wprawiał Holmesa w stan odrętwienia. Uwielbiał natomiast przebywać w Londynie, wielkim mieście, gdzie istniała możliwość popełnienia zbrodni, którą detektyw mógłby wyjaśnić. Wtedy całkowicie się zmieniał. Oto, w jaki plastyczny sposób Watson przedstawia tę metamorfozę Holmesa w opowiadaniu Sherlock Holmes i tajemnica sekretnych planów:
Porównanie ogara ze zwisającymi uszami i opuszczonym ogonem, wylegującego się przed budą z tym samym, który z błyskiem w oczach i napiętymi mięśniami biegnie za tropioną zwierzyną.
- A jak wyglądały relacje Holmesa z kobietami? Niestety, ta kwestia pozostaje dla Czytelnika tajemnicą. Jedyną kobietą, którą – być może – Holmes darzy jakimś głębszym uczuciem, jest Irene Adler. Poznajemy ją dzięki opowiadaniu Skandal w Czechach. Co ciekawe, Irene Adler jest szantażystką i idąc tym tropem, możemy odkryć perwersyjną fascynację Holmesa światem przestępczym.
- Fakt, że tak niewiele wiemy o tej postaci, świadczyć może o skrytości detektywa. Bo przecież i wobec swojego przyjaciela Watsona również nie jest wylewny.
- Wybrane informacje na temat Holmesa, które przedstawiłem, składają się na jego charakterystykę zewnętrzną i wewnętrzną. Czy ten obraz detektywa jest obiektywny? Oczywiście - nie. Ponieważ o Sherlocku opowiada jego przyjaciel, który jest wyraźnie nim zafascynowany i oczarowany. I tylko sporadycznie, i w sposób niezwykle delikatny zwraca uwagę na słabości przyjaciela, takie jak np. niecierpliwość w stosunku do osób mniej inteligentnych.
- To subiektywne spojrzenie Watsona daje ogromne pole dla wyobraźni Czytelnika. Każdy może na swój sposób dopełnić wizerunek Holmesa.
- Zupełnie inaczej niż w utworach literackich jest w sztuce filmowej, gdzie wybór konkretnego aktora, jego temperament, typ urody, determinuje wyobrażenia widzów. Ciekawy wydaje się sąd Wirginii Woolf, która twierdzi, że:
między literaturą i filmem sojusz jest niemożliwy. Oko i mózg zostają bezlitośnie rozdzielone, kiedy próbują działać razem. Oko mówi: „oto Anna Karenina”, a przed nami pojawia się lubieżna dama w czarnej, aksamitnej sukni i perłach. Ale mózg mówi: ”tak ona podobna do Anny Kareniny jak ja do królowej Wiktorii”. Bo mózg zna z Anny niemal wyłącznie wnętrze jej umysłu – jej urok, jej namiętność, jej rozpacz. Kino cały nacisk kładzie na jej zęby, jej perły i jej aksamity.
- Jak słuszna jest ta uwaga, świadczyć mogą różne reakcje widzów, jakie wywołuje film Guy’a Ritchie’ego pod tytułem „Sherlock Holmes”.
- Jedni się zachwycają, uważają, że wreszcie znalazł się reżyser, który odstawił stare truchło do mauzoleum i wskrzesił inną postać, bohatera na miarę XXI w., wypełniając pustkę po Indianie Jonesie znanym z filmów przygodowych.
- Inni natomiast twierdzą, że postać zagrana przez Roberta Downey’a Jr. to parodia Holmesa, ukazująca go bardziej jako próżnego boksera niż błyskotliwego detektywa.
- Spór między miłośnikami książek a filmów będzie trwał zawsze. I tak jest również w przypadku Holmesa, zwłaszcza że Guy Ritchie złamał stereotyp związany z tym bohaterem.
- Na pewno decydujący był wybór odtwórcy głównej roli, który nie przypomina angielskiego gentelmana. Jest natomiast uroczym łobuzem, z poczuciem humoru, skłonnym do bójki.
- Widzów zadziwi także jego ogromna sprawność fizyczna i znajomość różnych stylów walki. Tymczasem reżyser wydobył cechę Holmesa, o której czytelnicy często zapominają. A przecież w opowiadaniu Ostatnia zagadka detektyw walczy wręcz z profesorem Moriartym, szefem londyńskiej mafii.
- Podobnie jest też z innymi cechami bohatera, które nie pasują do jego wizerunku, a które w opowiadaniach są zaznaczone. Reżyser więc - wbrew pozorom - nie odszedł zbyt daleko od pierwowzoru literackiego, bo uchwycił zarówno skłonność bohatera do robienia okropnego bałaganu, jak również pokazał jego zamiłowanie do eksperymentów. Wystarczy przywołać scenę, kiedy w celach eksperymentalnych Sherlock usypia psa należącego do Watsona.
- Na wizerunek bohatera filmowego ma wpływ oczywiście nie tylko główny odtwórca roli, ale również ważne są inne środki, takie jak ostry montaż, ciekawe zdjęcia, które uchwyciły atmosferę XIX-wiecznego Londynu, dobrze skonstruowany scenariusz i efekty specjalne. Właśnie dzięki efektom specjalnym widzimy proces myślowy Holmesa, jego niezwykłą umiejętność dedukcji i zauważania najdrobniejszych szczegółów.
- Porównując kreację Holmesa, widzimy różnice w sposobie jego przedstawienia.
- W opowiadaniach przybliża go nam narrator pierwszoosobowy, subiektywny, którego wiedza na temat detektywa nie jest pełna. Przekazuje on tylko to, co sam widzi, albo co mu powie Holmes, a Holmes mówi niewiele.
- W filmie natomiast bohater jest pokazany w sposób bardziej obiektywny. Widz otrzymuje gotowy obraz bohatera i niewiele musi włożyć wysiłku, żeby go sobie wyobrazić.
- Z pewnością te główne różnice wynikają z odmiennych środków wyrazu znamiennych dla literatury i filmu, albowiem, mimo podobieństw, język literatury i język filmu jest inny.
- Sadzę więc, że trudno jest rozstrzygnąć spór między zwolennikami kreacji literackiej Holmesa a miłośnikami jego filmowego wcielenia.



Bibliografia:

Literatura podmiotu:
1. Doyle C.A., Studium w szkarłacie, [w:] Księga wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa, red. J. Celer, Wydawnictwo Rea, Warszawa 2011, ISBN 978-83-7544-332-5, s. 12-86.
2. Doyle C.A., Stały pacjent, [w:] Księga wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa, red. J. Celer, Wydawnictwo Rea, Warszawa 2011, ISBN 978-83-7544-332-5, s. 408-420.
3. Doyle C.A., Wampirzyca z hrabstwa Sussex, [w:] Księga wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa, red. J. Celer, Wydawnictwo Rea, Warszawa 2011, ISBN 978-83-7544-332-5, s. 408-420.
4. Doyle C.A., Pies Baskerville’ów, [w:] Księga wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa, red. J. Celer, Wydawnictwo Rea, Warszawa 2011, ISBN 978-83-7544-332-5, s. 408-420.
5. Doyle C.A., Znak Czterech, [w:] Księga wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa, red. J. Celer, Wydawnictwo Rea, Warszawa 2011, ISBN 978-83-7544-332-5, s. 87-163.
6. Doyle C.A., Plany łodzi Bruce - Partington, [w:] Księga wszystkich dokonań Sherloca Holmesa, red. J. Celer, Wydawnictwo Rea, Warszawa 2011, ISBN 978-83-7544-332-5, s. 1050-1068.
7. Doyle C.A., Skandal w Bochemii, [w:] Księga wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa, red. J. Celer, Wydawnictwo Rea, Warszawa 2011, ISBN 978-83-7544-332-5, s. 12-86.
8. Doyle C.A., Ostatnia zagadka, [w:] Księga wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa, red. J. Celer, Wydawnictwo Rea, Warszawa 2011, ISBN 978-83-7544-332-5, s. 455-466.
Film:
1. Sherlock Holmes, film, reż. Guy Ritchie, USA 2009


Literatura przedmiotu:
1. Martuszewska A., Kryminalna powieść i nowela, [w:] Słownik literatury polskiej XX wieku, pod red. A. Brodzkiej, Ossolineum, Wrocław 1992, ISBN 83-04-04316-5, s. 481-486.
2. Marzec A., Ze słowa na obraz. Lektury szkolne na ekranie, Impuls, Kraków 1996, ISBN 83-86994-19-3, s. 5-15.
3. Pietrzyk M., Zmartwychwstanie Sherlocka Holmesa, [online], [dostęp 20 marca 2011], dostępny w Internecie: http://www.filmweb.pl/reviews/Zmartwychwstanie+Sherlocka+Holmesa-9073
4. Słownik filmu, pod red. R. Syski, Zielona Sowa, Kraków 2005, ISBN 83-7389-981-2, s. 13-14, 54.
5. Trzynadlowski J., Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny, tom I, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1984, ISBN 83-01-05368-2, s. 93.

niedziela, 1 maja 2011

203 - Rozmowy na dwie głowy: Hałabała

GRIM: Ostatnimi czasy w obliczu drastycznego spadku liczby kserowanych zinów rodem z epoki "kleju i nożyczek" wysoką formę wydawniczą trzymał wyłącznie Ojciec Rene, regularnie racząc czytelników swym wysublimowanym poczuciem humoru i barwnymi postaciami, zaludniającymi karty jest opowieści. Poza nim, chociaż bardziej okazjonalnie niż systematycznie, wypuszczali na rynek swe twory m.in. Lobsterandcrimp czy niezmordowany Pszren, jednak wciąż były to jednostkowe przypadki. W tym roku jednak pojawiła się nowa "Gazetka z Komiksami" - "Hałabała", powstała pod kierownictwem krakowskiego artysty znanego głównie z internetu - Skarży. Kierując się wyłącznie chęcią propagowania mało znanych rodzimych komiksiarzy i ich historyjek, redaktor naczelny w posłowiu na tylnej stronie okładki prosi czytelników o powielanie "Hałabały" i przekazywanie kopii znajomym, z zastrzeżeniem, by nie czyniono tego odpłatnie lub z ingerencją w treść. A taki zabieg nie byłby niczym dziwnym, bo "Hałabała" jest mocno specyficznym zinem.
Ale zacznijmy od początku.

MALVAGIO
: Perwersyjnie zacznę od końca, gdzie można przeczytać ostrzeżenie o treści: "Czytanie grozi śmiercią". No właśnie, niewybaczalną zbrodnią jest umieszczenie tego napisu na KOŃCU ZINA, przez co mój umysł, zanim tam dotarłem. został zalany przez falę GÓW... no, niezłego szamba. A więc moi mili, skoro ja musiałem przez to przebrnąć, zanurkujcie i wy. Pierwsza historia, o jakże wdzięcznym tytule "Goofy" (postulowałbym drugi tytyuł, który zdradzę później).. Tak, ten poczciwy disneyowski idiota. Epicka historia rozpoczyna się, gdy najlepszy przyjaciel tytułowego bohatera odwiedza go w jego domu. Niemal natychmiast ma miejsce niespodziewany zwrot akcji, w którym to widzimy Goofy'ego, który najnormalniej w świecie robi loda jakiemuś bliżej niezidentyfikowanemu brodaczowi (zupełnie jakby nie było ciekawszych rzeczy do roboty)...
.
.
.
DLACZEGOOOOOOO?!
.
.
.
No dobra, a więc Mickey (bo to on jest przyjacielem) ląduje w barze i upija się, ja żałuję, że jestem abstynentem i czując się zbrukany kulę się pod prysznicem. Aha, drugi tytuł? "CO DO KURWY?!", jak to Mickey uprzejmie zapytuje podczas sceny... pomińmy. Litości, chcę wrócić do KRESKÓWEK...

GRIM: Po Goofym następuje najmniej udany komiks w zbiorku, czyli "Patelnia" Katera. Autor, znany ze świetnego "Bukomiksu" i solidnego "KOPSa", opowiada historię o bywalcach tytułowego placu przy warszawskiej stacji Metra Centrum, którzy na wszelkie sposoby walczą o zainteresowanie przechodniów. Historia skupia się na paranoicznych dywagacjach ulotkarza - metala, który obgaduje jednego z pracujących na "Patelni" kolegów. Mnóstwo kiepskich, mdłych żartów i brak pointy.

MALVAGIO
: Idźmy dalej, szybciej dobrniemy do końca. Po nijakim Katerze na scenę wkracza Mazok z "Nabiałem". Szkoda, że nie majorem, ale za to pojawia się komisarz. Komisarz Płód. Poważnie. Dobra, całość to, jak sadzę, pojeżdżanie z komiksu kobiecego, ale co ja tam wiem, jestem facetem. Dużo o miesiączce i związanym z nią napięciem, kwestiami płodnościowymi i kobiecym podejściem do problemów. I z irytującym, nie tylko dla głównej bohaterki, Komisarzem. Mocno monotematycznym, bo nawijającym bez przerwy o płodzeniu dzieci i ogólnie rozpłodowej roli kobiety, jako jej najlepszego i możliwego przeznaczenia. Tyle, wracam pod prysznic.

GRIM: Komiks Mazoka to, obok internetowego cyklu Ytrona, najlepszy żart z idei tzw. komiksu kobiecego i niemal wszystkich jego założeń, co zresztą autorka sama podkreśla w ostatnim kadrze. Jeden z lepszych w zbiorku.

GRIM: W "Glorii" jesykha pojawiają się dwa elementy charakterystyczne dla komiksu polskiego lat 90 - metale i to sataniści oraz dres. Rasowy ortalionowiec z łysą glacą. Co ciekawe, to właśnie on jest pozytywnym bohaterem tej historyjki, walcząc jako święty krzyżowiec z pomiotami Lucyfera. A raczej, tak mu się tylko wydaje - ranny w walce w amoku atakuje bowiem także zszokowane dzieci, dostrzegając w nich demony. Przewrotne i nieźle narysowane.

MALVAGIO: Bleh, dres pozytywnym bohaterem, obrzydliwość. Jedźmy dalej - tym razem zbiorczo dwa paski Cyryla, który popełnił już wcześniej..."Goofy'ego" (CZEMU JAAAA?!). Pierwszy z nich, zatytułowany "Wyobraźnia" przedstawia wstrząsającą historię upadku moralnego dziecka, które zdaje się mieć dosyć luźny związek z rzeczywistością. Można to wywnioskować po tym, że ZABIŁ SMOKA. W ogródku. Na sugestię mamy, by opowiedzieć o wszystkim tacie, z entuzjazmem wyrusza na poszukiwania. No cóż, czasami ciężko odróżnić koszącego trawę ojca od smoka. O. TAK WIĘC ZWYRODNIAŁY SYN TRAFIA DO WIĘZIENIA. I dobrze.
Drugi pasek, o tytule "Kącik katolickiej edukacji seksualnej", opowiada o, tu niespodzianka, o katolickiej edukacji seksualnej. Bardzo przedniej, warto zauważyć, bo akceptowanej przez PANA JEZUSA (który ma wyjebane, bo nie istnieje, ale mniejsza). Tak, czy inaczej, warto zwrócić uwagę na, tu cytat - "mierzenie temperatury pizdy". Za pomocą wielgachnego termometru. Zaraz, co to? Czyżby?! Nie może być! Uśmiechnąłem się! Po raz pierwszy! Yay, chyba pora zacząć się suszyć.

GRIM: Komiks o tytułowym krasnalu autorstwa Skarży jest jedynym (niemal) niemym komiksem w zbiorze. Niestety, jest też dość nijaki. Krasnal, rozpamiętujący swoją przeszłość w "Domowym przedszkolu", porywa dziewczynkę i w momencie, gdy ma ją zabić, tajemniczy twardziel w płaszczu i kapeluszu zabija go strzałem z dwururki. Bardzo słabe zarówno scenariuszowo, jak i rysunkowo, niżej od standardów Skarży.

MALVAGIO: Wstydź się, Skarża, wstydź się! Teraz czas na Telomateo i jedną, wielką "Ufopatologię". Dresy/"blokersi"-ufoki, świetnie. Jako że jestem z Nowej Huty, temat w sumie mi bliski, nie chcę się więc zagłębiać w meandry fabuły poszczególnych (bo jest ich kilka) historyjek. Dość powiedzieć, że wiernie, może nawet bardzo wiernie, przedstawia "środowisko". Wiem z pierwszej ręki. Tak, czy inaczej, jeśli cenicie sobie tony wulgaryzmów i pewien wcale nie urokliwy prymitywizm, czy mieszkacie na typowym osiedlu będziecie, lub nie, zachwyceni. Prawdziwa ufopatologia.

GRIM: Na koniec autor, po którego obecności w zinie obiecywałem sobie więcej, niż króciutki pasek. Mowa o wspominanym wcześniej Ytronie, który prześmiesznym, homofobicznym i obrazoburczym stripie o AIDS zakończył część komiksową zeszytu. Ostatnią stronę pokrywa też bzdurny i zupełnie pozbawiony sensu tekst manifestu zbulwersowanego nastolatka, który, jak sądzę, miał być żartem, wybranym przez Skarżę na zakończenie. Zabawna, ale i żenująca rzecz.

MALVAGIO: Podsumowując, eeeee...co by tu... Są perełki, ale w ogólnym rozrachunku... Wiecie co Linkara robi ze złymi komiksami? Jeśli nie - sprawdźcie, ja tymczasem zatęskniłem za prysznicem, dzięki Ytron (CZEMU JAAA?!). Bez odbioru.

GRIM: Ja ze swojej strony mam nadzieję, że niebawem zobaczymy kolejny numer "Hałabały". I że będzie więcej Ytrona, Cyryla Bobarczyka i Mazok.