> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

czwartek, 22 lipca 2010

155 - Osobiste: WTF?! o recenzji Przedświtu

Siedemnastego maja miała premierę antologia "Przedświt" wydana przez wydawnictwo Papierowy Motyl, w której znalazły się dwie moje miniatury.
Wczoraj ukazała się recka na Gildii. Łagodnie rzecz ujmując recenzja negatywna.
Nie wypowiem się, czy recenzent ma rację, czy nie - sam jeszcze antologii nie przeczytałem. Moje "ale" odnosi się bezpośrednio do jednego zdania, które pojawiło się w recenzji:
Również objętość poszczególnych utworów jest niebywale różnorodna – od ledwie jednostronicowej miniatury grozy („Bałwany atakują” Jana Sławińskiego)(...)

Otóż drogi Panie Zepsuty, nie wiem w jakich kategoriach ocenia Pan "grozowatość" mojego opowiadanka, ale jak na mój gust jest to humoreska i nie ma w niej nic budzącego grozę. Co prawda w "Bałwanach..." podśmiewam się z tanich horrorów, lecz mimo to, klimat panujący w opowiadaniu jest lekki i prześmiewczy.
Nie kłóciłbym się, gdyby w kontekście grozy wspomniał Pan o mojej drugiej miniaturze "Życzeniu Wisielca", która może i nie straszy, ale ma zdecydowanie cięższy klimat.
A tak... trochę nie rozumiem.

wtorek, 20 lipca 2010

154 - Uncharted: Drake's Fortune (gościnnie: Groszek)


Osobom, które interesują się, choć trochę grami, nie umknął zapewne fakt, iż konsola PS3 jest mocno niedoceniana przez producentów gier. Wystarczy wspomnieć takie tytuły jak Gears of War, Bioshock, czy Mass Effect. Wszystkie te pozycje są sprzedawane na PC i konsolę firmy Microsoft. Są najlepiej ocenianymi grami i biją rekordy sprzedaży. W przypadku PS3 bardzo rzadko mamy do czynienia z tytułami stworzonymi wyłącznie na konsolę sony. Jednym z przykładów potwierdzających regułę jest Uncharted: Drake’s Fortune.

Gra ta jest połączeniem przygodówki i strzelaniny z widoku trzeciej osoby (TPS). Wcielamy się w postać Nathaniela Drake’a, łowcy skarbów i poszukiwacza przygód, który w wydobytej z dna oceanu trumnie swojego przodka, Francisa Drake’a, znajduje mapę do El Dorado. Po chwili pojawiają się piraci i mamy okazję po raz pierwszy przetestować swoje możliwości bojowe i zapoznać się z systemem sterowania, by po kilku minutach rozkoszować się świetnymi animacjami, dzięki specjalnym sesjom motion-capture.



To co najbardziej zapada w pamięć to grafika, która prezentuje się znakomicie i niczym nie odstaje od najnowszych tytułów (gra powstała w 2007 r.). Przepiękne tekstury w tle sprawiają, że nie można odejść od gry ani na moment. Stare ruiny oraz dżungla są dopracowane ze wszystkimi szczegółami. Świetne są też animacje wybuchów, czy zdemolowane - po dłuższej walce - place boju.

Wszystkie efekty dźwiękowe takie jak wybuchy, czy wystrzały idealnie pasują do rozgrywki, a muzyka w tle, zmieniająca się wraz z rozwojem sytuacji, tworzy niepowtarzalny klimat. Aktorzy podkładający głosy w angielskiej wersji spisali się na medal. Słychać, że wczuli się w swoje postacie i wpasowali w klimat całej gry. Takiej ścieżki dźwiękowej nie powstydziłby się żaden film przygodowy rodem z Hollywood, a dubbingu nowy Disney.



Warto również wspomnieć o lokacjach, które zapierają dech w piersi. Są wykonane z ogromną dbałością o szczegóły i sprawiają, że gracz może się poczuć, jakby sam brał udział w przygodzie. Na pochwałę zasługuje bardzo dobrze odwzorowana dżungla: swobodnie wiszące liany, poruszane przez wiatr oraz przelatujące czasami ptaki, sprawiają, że dżungla ta jest bez dwóch zdań najlepiej odwzorowaną w historii gier komputerowych (do czasu Tomb Raider Underworld).

Pomimo świetnej oprawy audio-wizualnej oraz dynamicznej i wciągającej rozgrywki Uncharted: Drake’s Fortune nie jest grą idealną, choć nie wiele jej do tego brakuje. Największą wadą jest zdecydowanie model jazdy, który utrudnia przechodzenie misji z wykorzystaniem skutera wodnego i auta terenowego oraz bardzo krótka fabuła, starczająca raptem na kilka godzin. Dochodzi kilka spraw natury technicznej oraz, niezwykle rzadkie, problemy z kamerą.



Tytuł czerpie całymi garściami z klasyki. Od Gears of War (osłony), przez Tomb Raider (główny bohater oraz zagadki), kończąc na filmowym Indiana Jonesie (szukanie artefaktu, legendy). Mimo tego nie ma mowy o żadnym plagiacie. Studio Naughty Dog tak zgrabnie połączyło te wszystkie składniki, że w żadnym momencie gry nie nachodzi nas myśl: „Ale to już było!”.


Podsumowując, gra amerykańskiego studia jest jedną najlepszych gier zręcznościowych na PS3. Studio odpowiedzialne za grę zgrabnie łączy wiele lubianych elementów i pokazuje, jak wiele czasu i serca włożyło w tą produkcję, decydując o ostatecznym wyglądzie i klimacie całości. Grę można polecić wszystkim posiadaczom konsoli PS3, nawet tym nie lubiącym przygodówek, ponieważ wyznacza ona nowe standardy w tworzeniu gier i uświadamia producentom, że PS3 wcale nie jest gorsze od X360.

Pozdrawiam,
Groszek.

Dzisiejszą recenzję gry na PlayStation 3 popełnił Groszek. Groszek (kontakt: groch19952007@gmail.com ) urodził się w roku 1995, od kilku lat jest maniakalnym graczem. Zgodził się okazjonalnie pisać dla nas recenzje gier. Dzisiejsza recenzja to Jego pierwszy raz. Prosił, by nie krzyczeć.
Korektą zająłem się ja osobiście. Jeśli coś przegapiłem, to krzyczcie.

niedziela, 18 lipca 2010

153 - Strzeżcie się mocy Ducha Sparty!



Serii "God of War" nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Epickosć tych produkcji sprawila, że dwie pierwsze częsci gry, wydane pierwotnie na Ps2, doczekaly się zremasterowanych wersji na PlayStation3. Tytul jest marką samą w sobie i ma tysiące fanów na calym swiecie. Nic więc dziwnego, że gra doczekala się wersji na przenosną konsolę sony PSP.

W przypadku Chains of Olympous mamy do czynienia z prequelem calej serii. Historia opowiedziana w grze poprzedza wydarzenia z pierwszej częsci gry. A historia - o ile mogę się tak wyrazić - jest równie epicka co cala Trylogia. Dosć powiedzieć, że fabula obraca się w okól porwania Heliosa. Slońce znika z niebosklonu, na ziemi zapada nieprzenikniony mrok, a z Hadesu wylęgają okropne monstra ze szpanerskimi kosciotrupami na czele.

Początek gry jest jednak zupelnie inny. Mamy tu do czynienia z końcem poprzedniej misji (zabiegu znanego z serii o Bondzie czy tetralogii o przygodach Indiany Jonesa) - w tym wypadku chodzi o walkę z Persami (niestety nie mamy okazji nakopać slawnemu Księciu). Możemy zaprzyjaźnić się z nieskomplikowanym systemem sterowania (bardzo intuicyjnym), pierwszymi kombosami oraz ciekawym"quick time events" (z którego slynie cala seria, polega to na szybkim wciskaniu odpowiednich klawiszy, których symbole pojawiają się na ekranie - jesli zrobimy to odpowiednio szybko, Duch Sparty w bardzo efektowny sposób rozprawi się z co większym przeciwnikiem). Co ciekawe "finisherów" (jak niektórzy nazywają quick time events'y) używamy również podczas... milosnych zapasów z dwiema nagimi pięknosciami. Zresztą nagich, zgrabnych i pięknych jest w grze (oraz późniejszych częsciach) cale mnóstwo.



W grze wszystko dzieje się szybko, dynamicznie, brutalnie i pięknie. Calosć opiera się na prostym, acz sprawdzonym i dającym wiele frajdy, schemacie - biegamy, walczymy, rozwiązujemy zagadkę, znowu biegamy i walczymy, a na koniec pokonujemy bossa (albo on nas pokonuje ;) ). Ostrza Chaosu mielą przeciwników aż milo, kombosów jest wiele, a w miarę postępów w grze zdobywamy nowe bronie (m.in. rękawicę Zeusa, tarczę Heliosa i maskę Charona), a dzięki zbieranym czerwonym kulom możemy je ulepszyć wedle życzenia.

Grafika - jak na PSP - jest swietna, aż dziw bierze, że tyle można wycisnąć z tej przenosnej konsolki. Szacun.



Osobiscie kocham takie gry - dynamiczne, z wieloma kombosami, w których nie ma miejsca na nudę, a dodatkowo pękające od nawiązań do Mitologii. Jedynym minusem God of War: Chains of Olympus jest czas jaki musimy posiwęcić na ukończenie gry. Ogólnie rzecz ujmując jestem calkiem dobrym graczem, a grę na poziomie Hero (Normal) skończylem za jednym posiedzeniem w jakies pięć godzin. Trochę za szybko.
Ale, ale: po jednokrotnym przejsciu gry zostaje odblokowany God Mode - poziom trudnosci, który może przyprawić wielu graczy o wczesniejszą siwiznę, albo (wedle gustu) lysinę, a napis "YOU ARE DEAD" zagosci niezwykle często na malym ekranie. Możemy też zmierzyć się z Wyzwaniami Hadesa, dzięki którym odblokujemy obrazki w galerii, filmiki i dodatkowe stroje (wsród nich jeden w ksztalcie ziemniaka (!), dzięki któremu stajemy się praktycznie calkowicie odporni na ataki wrogów, a bossów pokonujemy dzięki dwóm - trzem ciosom).



Nie pozostaje mi nic innego jak gorąco polecić przygody Kratosa wydane na Play Station Portable. To na prawdę przyjemnie, choć raczej niepożytecznie, spędzone kilka godzin. Zarówno duży Kratos na stacjonarnych konsolach, jak i maly na przenosnej ma taką samą moc, a owa moc - jakby powiedzial Yoda - w nim silna jest.