> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

czwartek, 14 kwietnia 2011

197 - Pogodniejszy Maus


„We Włoszech wszyscy są mężczyznami”


Scenariusz: Luca de Santis


Rysunki: Sara Colaone


Wydawnictwo: Centrala East Cover 2011-03-29


Cena z okładki: 39,90 zł



Pogodniejszy młodszy brat Mausa


Gdy w faszystowskich Włoszech podczas uaktualniania kodeksu karnego w latach 30. ubiegłego wieku proponowano umieścić zapis dotyczący represjonowania homoseksualistów, Mussollini zaprotestował - stwierdził, że nie jest to potrzebne, gdyż „We Włoszech wszyscy są mężczyznami.”. Kłamał . Homoseksualiści (głównie geje, wobec kobiet prawo było łagodniejsze) byli prześladowani już od 1928, zaś w drugiej połowie dekady aż do dnia wybuchu wojny wielu odsiadywało wyroki za „przestępstwa wobec moralności” w odizolowanych obozach dla więźniów politycznych, by ukryć fakt, że w faszystowskim Nowym Rzymie mogli istnieć mężczyźni tak otwarcie pogwałcający swym postępowaniem kult siły i hartu ducha. Do jednego z internowanych na wyspie San Domingo w archipelagu Tremiti w ostatnim okresie zsyłania tam gejów po czterdziestu latach od zakończenia wojny przybywa dwójka dziennikarzy telewizyjnych z pomysłem na reportaż o stosunku dyktatury do homoseksualistów. Antonio Angelicola, zwany „Ninellą” (postać wzorowana na Giuseppie B., więźniu San Domingo , który ujawnia się w posłowiu jako Pepinella), młody i przystojny krawiec z Salerno, zostaje podczas jednego ze spotkań miejscowych gejów w pobliskim lesie aresztowany przez ochotniczą milicję i skazany na izolację „by zdusić rozprzestrzenianie się pederastii”. Po latach, stary, zdziwaczały i zgorzkniały, zgadza się (chociaż nie bez oporów) opowiedzieć swoją historię młodym reporterom. Brzmi znajomo? Powinno. Komiks de Santisa i Colaone jawnie nawiązuje do genialnego „Mausa” Spiegelmana, zarówno konstrukcją (przenikanie się dwóch planów – współczesnego i wspomnień wojennych), jak i motywem wpływu opowiadanej historii na dziennikarzy (dla jednego z nich, który przejawia homoseksualne skłonności, szczególnie), ale i na samego Ninellę, który stopniowo coraz chętniej otwiera się przed towarzyszami podróży na miejsce dawnego uwięzienia. Zgrabne przejścia między fragmentami nagrań, wypowiedziami starego geja i jego retrospekcjami (chociaż te ostatnie są mocno naginane dla uatrakcyjnienia historii – chwilami Antonio ma przed oczyma zdarzenia, w których nie uczestniczył) są zaletą albumu – przemieszanie wątków działa stymulująco na podtrzymanie uwagi czytelnika, chociaż sporo jest sekwencji nużących i zbędnych wypowiedzi. Oczywiście, to stała bolączka komiksu obyczajowego, jednak przy subtelności de Santisa w prezentowaniu emocji niektóre sceny rażą poziomem banału w dialogach . Scenariusz poza prezentacją życia w obozie (zaskakująco lekkiego i przyjemnego dla osadzonych, którzy mogli nareszcie otwarcie okazywać swe skłonności), miejscami sili się na symbolizm i głębszą refleksję – autor wkłada w usta postaci chwytliwe aforyzmy dotyczące ludzkiej kondycji i zagadnień egzystencjalnych, jednak robi to niezgrabnie i na siłę. Na całe szczęście stosuje ten zabieg na tyle rzadko, by nie psuć przyjemności z lektury. Ninella, pomimo niechęci do rozgrzebywania przeszłości, wspomina o pobycie na Tremiti z wyraźną nostalgią – pomimo mrocznych, a nawet krwawych wydarzeń, które stały się jego udziałem. Mój problem z tym komiksem polega na tym, że jak na publikację historyczną zawiera znikome ilości danych, zaś jak na dzieło psychologiczne lub obyczajowe ma zbyt schematycznych bohaterów (co widać zwłaszcza w postaciach mieszkańców San Domingo, kreślonych na podobieństwo obsady melodramatu – pociągający łajdak, krewki wesołek, oślizgły szpicel , niewinny chłopiec czy szlachetny żołnierz). Mimo tego jednak opowiada zajmującą (chociaż bardzo prostą) historię, kapitalnie zarysowuje relacje pomiędzy bohaterami (zarówno tymi z przeszłości, jak i w czasie teraźniejszym) no i ma fantastyczną szatę graficzną. Stylizowane na stare, pożółkłe fotografie rysunki Sary Colaone fenomenalnie wprowadzają w klimat, a delikatne i nieliczne naleciałości estetyki mangowej szybko przestają przeszkadzać w rozkoszowaniu się minimalistycznym kunsztem rysowniczki.


Grim.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

tę książkę ostatnio widziałem na okazje.info

Jan Sławiński pisze...

To świetnie, gratuluję!