> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 18 grudnia 2012

309 - Komiksowa estetyka w kinie

Kiedy mówimy, a kiedy powinniśmy mówić o komiksowej estetyce w kinie

Tekst napisany na zajęcia z Analizy Dzieła Filmowego.

W ostatnich latach możemy zobaczyć w kinie istny boom na produkcje komiksowe. Z jednej strony ogromną popularnością cieszą się wysokobudżetowe filmy na podstawie komiksów o superbohaterach, z drugiej sama „estetyka komiksowa” może być zauważona w filmach, które pierwotnie z komiksami mają niewiele wspólnego. Warto się jednak zastanowić, czym tak naprawdę jest ta „komiksowa estetyka”, gdyż pojęcie to ma szeroką gamę znaczeń – często niestety błędnie używa się go jako synonimu groteski, przerysowania czy przesady. Trudno wszakże, by w Polsce było inaczej – kraju, gdzie komiks kojarzony jest głównie z rozrywką dla dzieci czyli Kaczorem Donaldem oraz mało ambitnymi przygodami herosów o nadnaturalnych mocach. Gdzieś zapomina się o tym, że istnieją komiksy ambitne, skierowane do dojrzałego odbiorcy i wydawane w formie eleganckich albumów, którymi interesuje się jedynie garstka zapaleńców. Być może warto by pokazać niektórym czytelnikom takie pozycje, jak Maus. Opowieść ocalałego Arta Spiegelmana (powieść graficzną opowiadającą o polskim Żydzie, który ocalał z Holocaustu – komiks został wyróżniony Nagrodą Pulitzera w 1992 roku) czy Strażnicy autorstwa Alana Moore’a (scenariusz) i Dave’a Gibbonsa (rysunki) – ciężką i rewolucyjną dla amerykańskiego rynku komiksów super- bohaterskich opowieść o herosach na emeryturze w połowie lat osiemdziesiątych XX-ego wieku, doskonale ilustrującą ówczesne niepokoje polityczne. Te dwa tytuły to tylko szczyt góry lodowej, nie ma jednak sensu ani miejsca, by wymienić choć drobny procent świetnych i ważnych komiksów, jakie powstały na przestrzeni lat. Wracając do meritum dzisiejszej pracy – myślę, że gdyby widzowie byli bardziej świadomi i lepiej znali historię komiksowego przemysłu czy choćby najważniejsze dzieła komiksowej literatury, obyłoby się bez ciągłego mówienia o „komiksowej estetyce”. Nie wszystkie filmy, które są przerysowane, epatują nadmierną brutalnością, posiadają niezniszczalnych bohaterów albo opowiadają niewiarygodne historie można nazwać „komiksowymi”. Chciałbym ukazać kilka przykładów filmów, które z pełną odpowiedzialnością można nazwać takim właśnie mianem.

Pierwszy film na podstawie komiksu został zrealizowany już w 1906 roku – Edwin S. Porter nakręcił adaptację komiksowego paska pod tytułem Dreams of the Rarebit Fiend, który stworzył Winsor McCay. Przez kolejne lata powstawało wiele adaptacji i ekranizacji znanych komiksów – były to jednak filmy klasy B, często telewizyjne produkcje, na swój sposób interpretujące superbohaterów. Wystarczy wspomnieć nawiązującego estetyką do komiksów z lat trzydziestych Batman zbawia świat w reżyserii Leslie H. Martinsona z 1966 roku – Batman w filmie został obdarty z całej mrocznej otoczki, z jaką dziś jest utożsamiany (głównie dzięki temu, co dla postaci zrobił w latach osiemdziesiątych Frank Miller publikując komiksy Rok Pierwszy oraz Powrót Mrocznego Rycerza, a także Alan Moore tworząc Zabójczy Żart – te dojrzałe i mroczne opowieści na zawsze zmieniły sposób postrzegania długouchego bohatera). Obraz jest już kultowy wśród fanów, a niektóre sceny – jak bieganie z bombą - uchodzą za klasykę gatunku. Nowoczesną erę filmowych blockbusterów rozpoczął Superman, którego w 1978 roku wyreżyserował Richard Donner. Film pokazał poważniejsze podejście do tematu i mógł pochwalić się dobrym aktorstwem, scenariuszem i efektami specjalnymi. Jednak to dopiero mroczny Batman Tima Burtona z 1989 roku zapoczątkował prawdziwy renesans w komiksowym kinie, który trwa do dziś i nic nie wskazuje na to, by miał on szybko przeminąć. Poważne podejście do bohatera zapewniło wytwórni sporą sumę na koncie, a twórcom obrazu zielone światło do pracy przy kontynuacji. Powrót Batmana z 1992 roku nie był już takim sukcesem – film wzbudzał kontrowersje swym mrocznym klimatem i historią przeznaczoną dla starszych widzów. Matki zabierające swe pociechy na film narobiły krzyku i Burton został odsunięty od trzeciego filmu. Jego miejsce zajął Joel Schumacher tworząc najpierw Batman Forever (1995), a następnie Batman i Robin (1997), który – będąc klęską finansową i artystyczną - na osiem lat pogrzebał dobry wizerunek postaci, poprzez – umyślnie lub nie – nawiązanie do estetyki Batmana z 1966 roku. Dopiero w 2005 roku Mroczny Rycerz powrócił w wydaniu, na które w pełni zasługiwał – sprawił to zasiadający na reżyserskim stołku Christopher Nolan.

Pseudo- realistyczna konwencja, którą proponuje Brytyjczyk w swojej trylogii o Mrocznym Rycerzu strzegącym miasta Gotham, spodobała się widzom i zapoczątkowała nową modę w filmowym adaptowaniu komiksów. Po głośnych i kolorowych historiach przyszedł czas na utrzymane w ciemnej tonacji i psychologicznie głębsze opowieści. Z jednej strony Nolan stara się robić wszystko na poważnie, a z drugiej Batman (jako postać) dawno nie był tak komiksowy. Tajemniczy, budzący strach strażnik miasta, niezwykle skuteczny w starciu z przestępcami, znający sztuki walki i znikający niczym cień. Bohater staje się ośrodkiem konwencji – to co dotyka jego, dotyka miasta i odwrotnie. W innych filmach bohaterowie zwalczają zło z poczucia obowiązku – Batman reaguje, gdyż utożsamia się z miastem, on jest Gotham. Działa to w dwie strony - atak na obrońcę miasta unicestwia ducha Gotham. Nolan świetnie ukazuje ten charakterystyczny komiksowy motyw interakcji między miastem a jego zakapturzonym obrońcą. Takiego Batmana brakowało od dawna.

W 2005 roku (wtedy, gdy Nolan zaatakował kina z Batman: Początek) powstała również najwierniejsza adaptacja komiksu w dziejach, ekranizacja można by chyba powiedzieć – całkowita. Mowa oczywiście o filmie Sin City - Miasto Grzechu, za którego kamerą stanęło aż trzech reżyserów: Quentin Tarantino, Robert Rodriguez i ojciec komiksowego pierwowzoru – Frank Miller. Silny nacisk położono na jak najwierniejsze odtworzenie klimatu i atmosfery komiksu poprzez wizualną oprawę obrazu. Film, podobnie jak oryginał, jest utrzymany w czarno- białej estetyce, a kolor pojawia się okazjonalnie i ma znaczenie symbolicznie. Po raz pierwszy w dziejach komiks został przeniesiony na ekran kadr po kadrze. Wręcz trudno tu wyłapać małe (acz, z oczywistych względów, istniejące) różnice w kadrowaniu, dialogach czy przebiegu akcji. Z jednej strony taki zabieg był z pewnością czymś wcześniej niespotykanym, nowatorskim i zaskakującym, z drugiej strony, nie wszystko co dobrze wygląda w komiksie, prezentuje się równie okazale na kinowym ekranie. Trzeba pamiętać, że zamknięta w siedmiu tomach saga nawiązywała to pulpowych czarnych kryminałów i epatowała przejaskrawioną przemocą oraz seksem. Warto mieć również na uwadze fakt, że narracja obrazkowa operuje skrótem i wiele rzeczy dzieje się pomiędzy kadrami. W ekranizacji Sin City jest inaczej – niejednokrotnie jesteśmy zmuszeni do oglądania scen, które wzbudzają w nas pejoratywne odczucia. Brutalność wchodzi na pierwszy plan, spychając estetykę noir w kąt, jednocześnie zastępując ją czymś, co może nawet uchodzić za sekwencje gore. Przez to przemoc wydaje się być bezmyślna i w konsekwencji zbędna – zastosowana jedynie po to, by zszokować widza, tak naprawdę jedynie go obrzydza i przeszkadza w seansie. Filmowemu Sin City nie można odmówić genialnego klimatu i dobrze opowiedzianej historii. Z całą pewnością można jednak narzekać na zbytnią dosłowność filmowego dzieła - warto więc uważać, wymagając od filmowców, by wiernie przedstawiali nasze ulubione historie. Poza tym warto się zastanowić, czy naprawdę chcemy jeszcze raz oglądać coś, co doskonale już znamy? Coś, co zupełnie niczym nas nie zaskoczy? Przecież to właśnie w pomysłowej reinterpretacji reżysera tkwi często główna siła większości adaptacji.

Zupełnie innymi filmami, o których warto wspomnieć choć słowem, są adaptacje komiksów, których o bycie takowymi nikt ich nie podejrzewa. Mówiąc o „komiksowej estetyce” do głowy przychodzą nam filmy pełne akcji, bohaterów o nadprzyrodzonych mocach, opowieści o ratowaniu świata – historie o superbohaterach. Należy jednak pamiętać, że jest wiele komiksów – a co za tym idzie, także ich adaptacji – które nie mają z powyższymi stereotypowymi cechami nic wspólnego. Powstają komiksy obyczajowe, dramaty lub komiksowe komedie. Również po nie (choć może mniej chętnie) sięgają filmowcy. Wystarczy wspomnieć takie filmy, jak: Ghost World (2001), Historia przemocy (2005), Droga do zatracenia (2002) czy Tamara i Mężczyźni (2010). Każdy z tych filmów powstał na podstawie komiksu (bądź powieści graficznej czy serii pasków) i żaden nie zawiera tego, co uchodzi za „estetykę komiksową”. Brak w nich nadmiaru efektów specjalnych czy epickich walk. Każda z historii opowiada o czym innym – Ghost World to słodko-gorzka historia o dojrzewaniu, marzeniach, starciu z rzeczywistością; Droga do zatracenia i Historia przemocy koncentrują się na mafijnych porachunkach i rodzinnych dramatach; zaś Tamara i mężczyźni to lekka i niewyszukana komedia romantyczna. Trzeba pamiętać, że komiks – tak jak inne dziedziny sztuki, literatura czy film – jest medium wszechstronnym, za pomocą którego można opowiedzieć praktycznie każdą historię. Szkoda, że często się o tym zapomina, traktując po macoszemu literaturę komiksową i utożsamiając ją z rozrywką przeznaczoną jedynie dla najmłodszych lub, w ostateczności, dla młodzieży.

Na koniec chciałbym napisać o najbardziej komiksowym filmie wszech czasów. W moim odczuciu na to zaszczytne miano zasługuje jedynie Kto chce zabić Jessii?, film z 1966 roku – co zabawne – nie będący adaptacją żadnej historii obrazkowej, a tworem oryginalnym. Ta komedia science- fiction wywołuje dziś co prawda bardziej uśmiech politowania niż rozbawienia, jednak jako jedno z niewielu dzieł łączy komiks z filmem w sposób niezwykły. By to jednak wyjaśnić, postaram się przybliżyć fabułę w największym skrócie: przy pomocy tajemniczej maszyny do realnego świata trafiają postacie wyjęte prosto z kart komiksów. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że gdy otwierają usta by coś powiedzieć, zamiast słów wydobywają się z nich komiksowe dymki z tekstami. Podobnie jak w Batman ratuje świat czy Scott Pilgrim kontra świat (2011), nie brakuje tutaj onomatopej pojawiających się w kolorowych (tu, przez brak kolorów, czarno- białych) chmurkach. Również sekwencja otwierająca i prezentująca napisy początkowe jest wykonana w formie ruchomego (w prosty sposób animowanego) komiksu. Dodając do tego zakręconą historię i urok starego czeskiego kina z pełną świadomością możemy mówić w tym przypadku o „komiksowej estetyce” - i to tej, jaką stereotypowo postrzega większość społeczeństwa.

Trzeba uważać, mówiąc o „komiksowej estetyce” w kontekście kina. Oczywiście, z jednej strony komiksowe filmy to obrazy utrzymane w konwencji opowieści o niezwyciężonych bohaterach (zarówno tych skrywających się za maskami, jak i tych, którzy nie potrzebują przebrania, przykładem takiej postaci może być James Bond) czyli kino superbohaterskie, zarówno adaptujące komiksy, jak i filmy nie mające z nimi nic wspólnego, a będące jedynie w jakiś sposób do nich podobne (znów Agent Jej Królewskiej Mości wydaje się być świetnym przykładem – postać wykreowana przez Iana Fleminga w serii książek kładących główny nacisk na wątki szpiegowskie a nie na akcję, w filmach otrzymuje atrybuty i zadania, których nie powstydziłby się niejeden komiksowy superheros). Z drugiej strony mamy wiele filmów komiksowych z definicji, gdyż bazują na materiale źródłowym, jakim są opowieści obrazkowe, a jednak z kinem akcji, schematycznością i powyższym rozumieniem „komiksowej estetyki” mają niewiele wspólnego. Kino komiksowe jest synonimem „nadkreacyjności” w „potocznej świadomości zbiorowej”. Szkoda, że wyrażenie „kino komiksowe” jest najczęściej synonimicznie używane z „kinem superbohaterskim”. W tym właśnie procederze tkwi główny problem, który jest przyczyną błędnych interpretacji i w ogóle błędnego rozumienia oraz postrzegania zjawiska „komiksowej estetyki”.




Bibliografia:

Książki:
Lefevre Pascal, Incompatible Visual Ontologies? The problematic of drawn images [w:] I. Gordon, M. Jancovich, M. P. McAllister [red.], Film and Comic Books, USA 2005, University Press of Mississippi.

Czasopisma:
Szyłak Jerzy, Filmowanie komiksu, „Kino” 1985, nr 5.

Wybrana filmografia:

Mroczny Rycerz (The Dark Knight), reż. Christopher Nolan, USA, Wielka Brytania 2008.
Sin City– Miasto Grzechu (Sin City), reż. Robert Rodriguez, Quentin Tarantino, Frank Miller, USA 2005.
Ghost World, reż. Terry Zwigoff, Niemcy, USA, Wielka Brytania 2001.
Kto chce zabić Jessii? (Kdo chce zabít Jessii?), reż. Václav Vorlíček, Czechosłowacja 1966.

 

2 komentarze:

GiP pisze...

Muszę zobaczyć "Kto chce zabić Jessii? " :D
i fajny tekst.

Bubu pisze...

Dobry tekst