> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 28 czerwca 2019

Umbrella Academy. Suita apokaliptyczna - komiks vs. serial Netflixa

Trudno dziś pisać o komiksie Umbrella Academy bez odwołań do serialu Netflixa. A zdania o tym, które medium lepiej poradziło sobie z historią Gerarda Waya i Gabriela Ba są podzielone. Ci, którzy najpierw oglądali serial, stawiają go wyżej. Natomiast fani komiksu narzekają na zbytnie rozciągnięcie serialowej fabuły (żadna nowość w przypadku produkcji streamingowego potentata bazujących na komiksach...). Osobiście stoję gdzieś pośrodku: niektóre rzeczy lepiej działają w komiksie, inne natomiast lepiej przedstawiono w serialu. Ale po kolei...



Opowieść o dysfunkcyjnej rodzinie obdarzonej supermocami jest dziwaczna w obu wersjach już na samym stacie. Serial jednak, choć pewnie twórcy niechętnie by to przyznali, jest o wiele bardziej zachowawczy. Ucieka od pulpowych rozwiązań i kreskówkowych projektów postaci, idąc w realistyczną stronę na ile to tylko możliwe przy opowieści tego typu. Jasne, są tu dziwne akcje (choćby para zabójców w maskach jak z kreskówki) i całość jest doprawiona nutką szaleństwa (tragikomiczna postać Klausa), ale to nic w porównaniu z pierwowzorem. Odjechane pomysły (wieża Eiffla, która wpadła w amok i odleciała w kosmos!), groteskowe projekty postaci (Gabriel Ba czuje się tu jak ryba w wodzie), świat pełen szalonych naukowców i superłotrów, to wszystko dodaje historii Waya uroku i niejednokrotnie wywołuje na twarzy uśmiech podczas lektury. Serial czerpie z dwóch dotychczas wydanych tomów komiksu, inaczej rozkłada akcenty, przeciąga pewne wątki, by wybrzmiały dopiero w finale, modyfikuje retrospekcje i dodaje nowe postaci. Twórczo podchodzi do materiału, z którego czerpie.

Trzeba przyznać, że jest to zrobione z głową. Akcja w komiksie jest bardziej zróżnicowana (choćby przez wspomniany już, absolutnie cudowny, epizod z wieżą Eiffla), ale również przedstawiona pospiesznie - wydarzenia pędzą na łeb na szyję. Z jednej strony czyta się to wszystko z zapartym tchem, z drugiej nie ma ani chwili wytchnienia. Postaci są gorzej zarysowane: brakuje miejsca, by pokazać łączące je relacje i w jakikolwiek sposób je pogłębić, ot banda dziwaków w kolorowych strojach z tragiczną przeszłością. Być może zmieni się to wraz z lekturą kolejnego tomu, ale na razie w tym aspekcie serial poradził sobie o wiele lepiej (czyniąc z postaci nie figury z fascynującymi atrybutami w postaci supermocy, a pełnowymiarowych bohaterów, również za sprawą wyrazistych kreacji aktorskich). To samo dotyczy świata przedstawionego: ma on ogromny potencjał, jest tu wiele wspaniałych pomysłów, ale akcja gna do przodu tak szybko, że nie ma ani chwili, by móc się zatrzymać i zachwycić jego bogactwem.


Jeśli szukacie komiksowych atrakcji o pulpowym charakterze, gdzie dzieje się dużo i dziwnie, to sięgnijcie po komiks. Jeśli przemawia do Was koncept siedmiorga rodzeństwa wychowywanego przez szalonego naukowca i ich skomplikowane typy charakterologiczne, to bardziej polecam serial. Osobiście bawiłem się bardzo dobrze przy lekturze komiksu, jednak pewne rzeczy na temat postaci dopowiadałem sobie sam dzięki znajomości wersji "telewizyjnej". Jak już kilkukrotnie chyba wspomniałem – podobały mi się obie wersje Umbrella Academy, głównie przez to jak wzajemnie się uzupełniają w niektórych aspektach i jak się od siebie różnią w innych. Polecam zapoznanie się zarówno z komiksem, jak i serialem.

7/10 

Brak komentarzy: