> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 7 czerwca 2019

Kaczogród. Carl Barks. Kamień filozoficzny i inne historie z lat 1955–1956

Wujka Sknerusa i resztę ferajny poznałem w pierwszej kolejności dzięki pirackim kasetom z bazarów, później także dzięki komiksom. „Kaczora Donalda” kupowałem co dwa tygodnie (i jeszcze przez długi czas co tydzień). Podczas lektury czwartego tomu „Kaczogrodu” trafiłem zresztą na kilka historii, które zostały opublikowane w czasopiśmie ponad dwadzieścia lat temu. Nostalgia po całości. 



Podczas lektury "Kaczogrodu", ciekawe jest porównanie perspektywy dziecka i dorosłego człowieka. Jako kilkulatek myślałem, że historie kreślone przez Carla Barksa mają miejsce we współczesnym świecie – tymczasem powstały one często ponad czterdzieści lat przed moim pierwszym zetknięciem się z nimi. 

Teraz z kolei zauważyłem rzeczy, które dwie dekady temu nawet nie przyszły mi do głowy. Na przykład charakter postaci, który zmienia się w zależności od historii. Donald w jednej jest mściwym bucem, w drugiej poczciwym pechowcem, a w trzeciej wykazuje się niespotykaną wcześniej trzeźwością umysłu. Konsekwentnie pisani są tylko siostrzeńcy – w wersji Barksa jeden umysł w trzech ciałach. Nawet mówią jednocześnie. Kiedyś nie zwracałem na to uwagi, ale dzisiaj widzę, że są z nich trochę dzieci kukurydzy. 

Zawarte w czwartym tomie „Kaczogrodu” historie cieszą swą różnorodnością. Barks zaprasza czytelników do wspólnego poszukiwania skarbów z wujkiem Sknerusem, by później razem z Donaldem opiekować się siostrzeńcami lub szukać pracy. Wszystkie opowiastki są mało skomplikowane, co niektórym może przeszkadzać. Dla mnie ta prostota była strzałem nostalgii. 

Jako scenarzysta Barks czasem zaskakuje pomysłowością (sposób wydobycia zatopionego statku lub metody na zrobienie hałasu, by wkurzyć sąsiada), innym razem daje bohaterom Poradnik Młodych Skautów – a tam jest wszystko, od tłumaczeń zapomnianych języków po instrukcję budowy mostu. Sprawnie operuje także przerysowaniem cech swoich postaci. Natomiast jego rysunki są zawsze dynamicznie i świetnie oddają slapstickowe gagi. 

„Kaczogród” Barksa to kawał historii kaczora Donalda i jego najbliższych. Nie jest to jednak lektura dla wszystkich. To trochę jak z kinem klasycznym – niektórych z miejsca odrzuci, bo „stare” i tak dalej. Warto dać im jednak szansę. Nie tylko ze względu na nostalgię. 

7/10

Autor recenzji: Jakub Izdebski

Brak komentarzy: