Wszystko co dobre kiedyś się kończy. W dwunastym tomie „Chew” John Layman i Rob Guillory zamykają historię agenta FDA Johna Chu oraz reszty barwnych postaci, które pojawiły się na łamach ich komiksu. Jest ckliwie, jest dramatycznie, jest śmiesznie. Niestety, pojawia się też uczucie, że seria trwała odrobinę za długo.
Czego tutaj nie ma? Nagłe zwroty akcji! Zdrady! Poświęcenia! Widmo końca świata! Tyle zgonów, że aż George R. R. Martin kiwa głową z uznaniem! Drama jest podniesiona do entej potęgi. Na szczęście autorzy śrubują ją umyślnie, by dzięki przesadzie uzyskać efekt komiczny.
Niestety, brakuje tutaj namacalnego zagrożenia. Owszem, mamy nadciągającą globalną zagładę, a duch Masona zalicza krótki powrót, który pewnie będzie śnił się Chu do końca jego dni. Niemniej nasz bohater nie dostaje w „Czarnej polewce” godnego antagonisty na miarę Savoya lub Wampira. Dlatego też końcowa intryga wydaje się nieco wymuszona. Jakby Layman nie do końca potrafił zamknąć serię, więc obrócił wszystko w żart. Chociaż dowcip śmieszy, to jednak pozostawia niedosyt.
Na szczęście niedostatki scenariuszowe autorzy rekompensują kolejnymi kreatywnymi mocami spożywczymi oraz perypetiami postaci drugoplanowych. Swoje pięć minut dostają Oliwka, John Colby oraz – przede wszystkim – POYO. Wszyscy fani serii czekali zapewne na kolejne pojawienie się najniebezpieczniejszego koguta we wszechświecie i jego wątek nie zawodzi.
Moja przygoda z „Chew” trwała cztery lata. Pierwsze tomy zachwyciły mnie swoim poczuciem humoru i pomysłowością – zarówno w kreacji postaci jak i scenariuszowych przeskokach. Później seria łapała małe zadyszki, nigdy nie schodziła jednak poniżej poziomu, który czynił ją jedną z ciekawszych rzeczy na polskim rynku. A nawet jeśli było trochę gorzej, to zaraz pojawiał się Poyo - i znów było super. Nie ukrywam, będę trochę tęsknił za Chu i jego kompanami. Natomiast szczerze zazdroszczę tym, którzy dopiero odkryją przygody znerwicowanego cybopaty.
Ocena: 7/10
Ocena całej serii: 8/10 i serduszko
Poyo: 11/10
Seria „Chew” ukazała się nakładem wydawnictwa Mucha Comics.
Autor recenzji: Jakub Izdebski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz