> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 23 września 2025

Transformers #03: Pojedynek Combinerów - recenzja [Nagle Comics]

Już jutro premiera trzeciego tomu serii “Transformers” (o podtytule “Pojedynek Combinerów”). Za scenariusz odpowiada Daniel Warren Johnson, a rysunkami są dziełem Jorge’a Corony, Jasona Howarda, Ryana Ottleya i Mike’a Spicera. Wszyscy miłośnicy ogromnych robotów nie powinni być zawiedzeni – otrzymujemy kontynuację wielowątkowej opowieści, w której spektakularna akcja miesza się z bardziej dramatycznymi momentami, a wszystko działa jak dobrze naoliwionym mechanizmie czy w nowej furze tuż po przeglądzie w autoryzowanym serwisie.



Tym razem nie tylko będziemy mogli śledzić kontynuację wątków rozpoczętych w poprzednich tomach, ale cofniemy się również w przeszłość i w formie retrospekcji poznamy genezę Starscreama. Ten zdradziecki decepticon dostanie zresztą więcej miejsca, a twórcy pokażą go w całkiem nowej formie, która jednak ani trochę nie zmieni jego charakteru – znów pokaże się od najgorszej możliwej strony, o czym w dość brutalny sposób przekonają się ludzie, którzy wyciągnęli do niego pomocną dłoń.


Z brakiem wdzięczności ze strony naszego gatunku spotkają się też autoboty, które mimo najszczerszych chęci trafią w krzyżowy ogień. Utożsamiane z zagrożeniem, a nie ratunkiem, spotkają się ze zdecydowaną odpowiedzią ze strony wojska. To tylko pogłębi stare rany, które roboty wyniosły z wojny na swojej rodzimej planecie. Zresztą napięcia w szeregach decepticonów, różne drogi autobotów, wewnętrzne podziały, rozpad dotychczasowych drużyn i powstanie nowych – to wszystko efekt stresu pourazowego związanego z bratobójczą walką, która nie ma końca.


Dotyczy to nie tylko pozytywnych postaci (Optimus momentami traci zdrowy rozsądek, jakby coś przejmowało nad nim kontrolę), ale też tych negatywnych, których konkretne wybory są właśnie efektem nieprzepracowanej traumy. To intrygujący dodatek dla czarno-białego konfliktu, który być może pamiętamy z różnych animacji spod szyldu “Transformers”. Daniel Warren Johnson potrafi opowiadać o wielkich robotach, wlewając w ogromne mechaniczne ciała sporo ludzkich uczuć i odruchów, do których większość pewnie nie chciałaby się przyznać. To już nie tylko altruistyczny Optimus, ale też postacie kierowane strachem, nienawiścią, które wybierają, gdy już nie potrafią dostrzec nadziei.


To dalej doskonały komiks rozrywkowy, zgrabnie czerpiący z mitologii “Transformers”, wzbogacający ją o nowe elementy i proponujący w ramach znanej scenografii coś odrobinę nowego. Oczywiście na podstawowym poziomie to wciąż masa efektownej rozwałki: walki są spektakularne, zwroty akcji nagłe, stawka wysoka, a całostronicowe kadry i rozkładówki potrafią zrobić potężne wrażenie. Wszystko jest więc na swoim miejscu, a ja czekam na kolejne tomy. Jestem też ciekaw, w jakim kierunku pójdzie seria z nowymi twórcami na pokładzie – od 25. zeszytu mają za nią odpowiadać Robert Kirkman (scenariusz) oraz Dan Mora (rysunki). Serię z kreską Mory będę jadł łyżkami, mam tylko nadzieję, że Kirkman nie pójdzie na łatwiznę.

8/10

Seria “Transformers” ukazuje się po polsku nakładem wydawnictwa Nagle! Comics.

Brak komentarzy: