> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 28 października 2019

Osiedle Swoboda. Centrum [Michał "Śledziu" Śledziński] - recenzja

Album „Osiedle Swoboda. Centrum” to w większości premierowy materiał – trzy dłuższe opowieści i garść shortów z bohaterami znanymi z „Produktu”. Śledziu wraca po latach do znanych nam postaci i miejsc, ale również prezentuje sporo nowości. Wszystkie historie dzieją się po wydarzeniach z kolorowej serii – mamy więc okazję zobaczyć, jak potoczyły się dalsze losy Niedźwiedzia, Szopy, Kundzia, Kufaja, Sztamy i Ciachciarachciacha. Nie brakuje zaskoczeń i świeżego podejścia do tematu – Śledziu znów komentuje otaczającą nas rzeczywistość, a ta się trochę zmieniła od 2006 roku, gdy ostatni raz oglądaliśmy pełnometrażowy premierowy materiał ze Swobody. Nie lękajcie się jednak – to najlepsza rzecz w osiedlowych klimatach od czasów „Z pamiętnika Wiraża”.



Każda z zaprezentowanych w albumie historii jest inna, co tylko pokazuje, jaki potencjał wciąż tkwi w serii, która narodziła się dwadzieścia lat temu na łamach pierwszego numeru Produktu z 1999 roku. Śledziu bawi się narracją i zmienia techniki rysowania (niejednokrotnie nawet w trakcie opowiadania danej historii – jak sam wspomina we wstępie, najdłuższa przerwa między początkiem prac nad komiksem, a powrotem do niego, wynosiła aż osiem lat). Mimo różnorodności a także zupełnie innego miejsca w życiu, w którym znajdują się obecnie bohaterowie, nie mogłem się pozbyć wrażenia, że historie z „Osiedla Swoboda. Centrum” spokojnie można by włożyć między odcinki z „Produktu”. Widzę tu tę samą zadziorność, ten sam zmysł obserwacji, taką samą zabawę słowem w dialogu, które cechowały początkowe fikołki Śledzia. Każdy z komiksów to zamknięta całość, równie dobrze działająca samodzielnie, jak i będąc częścią większej narracji. 

Album otwiera „Tydzień SKS”, historia, w której główne role odgrywa para dresiarzy – Kufaj i Sztama, dotychczas sprowadzani w serii do elementu humorystycznego. Jak sam Śledziu powiedział, tej historii najbliżej do odcinków z „Produktu”. Mamy tu osiedlowe anegdoty (historia o egzorcyście to miejska legenda, na jaką nie zasługujemy, ale której potrzebowaliśmy), sporo slangowej nawijki (jak to u Śledzia – balansującej na cienkiej granicy między przesadą w literackim zacięciu, a naturalnością w rzucaniu mięchem) i sporo humoru (parsknąłem przynajmniej dwukrotnie). Tu też czekają nas pierwsze zaskoczenia – okazuje się, że Kufaj i Sztama to naprawdę fajne postaci, które potrafią udźwignąć na swych barkach całą fabułę, a Swoboda idzie z duchem czasu.


Dużo się dzieje też poza granicami osiedla, co udowadnia „Centrum”. Pierwsze 10 stron tej historii opublikowano pierwotnie w drugim zbiorczym wydaniu "OS" (w 2011 roku), tu dostajemy dodatkowo 13 plansz, które pozwalają historii wybrzmieć. W pierwotnej wersji była to fajna ciekawostka – komiksowy odpowiednik podgatunku filmów niezależnych, który określa się mianem „mumblecore”. Swobodne przeskakiwanie pomiędzy imprezowiczami, podsłuchiwanie fragmentów rozmów, anegdotyczny charakter całości – wszystko to czyniło „Centrum” polifonicznym obrazem pokolenia i budziło skojarzenia ze „Slackerem” Richarda Linklatera (1990). W nowej wersji komiks nabiera rumieńców – bohaterowie zyskują więcej charakteru (starzy pokazują nowe oblicze, nowi od razu budzą w nas sympatię), a jeden imprezowy żart, rzucony niby mimochodem na pierwszych planszach, okazuje się osią napędzającą całą fabułę. To świetny punkt wyjścia do ewentualnej kontynuacji (niegdyś w planach było kilka shortów dziejących się w Centrum, nie miałbym zupełnie nic przeciwko, gdyby Śledziu kiedyś wrócił do tego pomysłu). 

Na koniec zostaje „Niedźwiedź kontra Papa Stajlo” – komiks, który zaserwował mi najwięcej zaskoczeń w całym albumie. Niewiele mogę zdradzić, by nie zepsuć nikomu przyjemności z lektury, ale to „historia najnowsza” (akcja rozgrywa się w 2018 i 2020 roku) i wstęp do fabuły „Osiedla Swoboda 3” - pełnometrażowego albumu (150-180 stron), który Śledziu planuje wydać w 2020. Mamy tu okazję ponownie spotkać Miśka i Szopę, a u obu sporo się zmieniło. Z komiksu dowiemy się między innymi jak doszło do tego, że Niedźwiedź porzucił swą charakterystyczną kratę, jednak na wyjaśnienie innych tajemnic będziemy musieli poczekać do jesieni przyszłego roku. 


Czekam z niecierpliwością, bo dawno nie byłem tak zaintrygowany i jestem pod wrażeniem, co Śledziowi udało się osiągnąć w tym albumie. Nie tylko pokazał nam znane miejscówki i twarze, grając na nostalgii, ale również na nowo rozpalił miłość do Swobody i rozwinął swoje uniwersum. Cały album przeczytałem z wielkim uśmiechem na twarzy, a po zamknięciu komiksu byłem autentycznie wzruszony, mając wrażenie jakbym obcował z dawno niewidzianymi znajomymi. Seria i jej bohaterowie ewoluowali – wraz z autorem i czytelnikami – ale nie zatracili swojego charakteru, a narracyjnie Śledziu opowiada sprawniej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie wiem, czy zaprezentowane tu opowieści obrosną takim samym kultem, jak „Ballada o Bystrym” czy inne produktowe odcinki, ale z miejsca trafiają na listę moich ulubionych opowieści ze Swobody. 

10/10 

„Osiedle Swoboda. Centrum” ukazało się nakładem wydawnictwa Kultura Gniewu.

P.S. Przy okazji przypominam, że pięć lat temu powstała piosenka "Osiedle Swoboda" (muzyka: Obiboki, wokal: Śledziu, tekst: Jan Sławiński, Łukasz Kolender).

Brak komentarzy: