> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

niedziela, 6 października 2019

Relacja: 30. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi (2019)


Za nami jubileuszowa, już trzydziesta edycja Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi (i moja dziewiąta wizyta tamże). Oczekiwania były spore, nie wszystkie zostały spełnione. Mimo to, weekend w Łodzi znów będę wspominał jako jeden z najlepszych weekendów w roku. Jeśli chcecie się dowiedzieć, jak komiksy doprowadziły do tego, że John Higgins stracił żonę i dom, z jakim zwierzęciem imprezował John Layman oraz czego jeszcze ciekawego dowiedziałem się od komiksiarzy z kraju i ze świata, to zapraszam do przeczytania kilku słów o tegorocznej emefce.




Nowa lokalizacja
Impreza z Atlas Areny została przeniesiona do Expo-Łódź, a zdania o słuszności tej decyzji są (jak zawsze) podzielone. Jedni chwalą za bliższą centrum lokalizację, lepiej przygotowane sale, gdzie dobywały się prelekcje i spotkania autorskie, a także fakt, że większość atrakcji miała miejsce w tym samym budynku (za czasów Łódzkiego Domu Kultury, jak i Atlas Areny spotkania i giełda mieściły się w osobnych lokalizacjach). Inni natomiast narzekają na chaos w strefie targowej i mało miejsca (o ile na brak miejsca można było narzekać również w Arenie, tak tam wystarczyło iść przed siebie, by dotrzeć na szukane stoisko – giełda była bowiem rozmieszczona na planie koła), a także sztuczny, niejasny podział na strefę targową (wydawnictwa, sklepy, ale i stoiska m.in. twórców internetowych) i strefę „kolekcjonerską” (stoiska z zinami, stoiska antykwaryczne itp.). Mnie nowa przestrzeń się podobała, a jej dodatkowym plusem była również restauracja z „domowym” jedzeniem i piciem w przystępnych cenach (piwo za 8 ziko) – alternatywa dla wszystkich, którzy nie znaleźli dla siebie niczego w foodtrackach przed wejściem do budynku Expo-Łódź.

Zaproszeni goście i kontrowersje
Zarówno przed samą imprezą, jak i w jej trakcie, dało się słyszeć głosy o tym, że nazwiska zaproszonych gości rozczarowują. Wszyscy spodziewali się jakiejś bomby – w końcu to 30. edycja największego festiwalu komiksowego w Polsce. Zresztą jeśli dobrze pamiętam, to w ubiegłym roku tłumaczono, że nie wszyscy goście są komiksiarzami z pierwszej ligi, bo organizatorzy zbierają siły i fundusze na tegoroczną edycję. Finalnie i w tym roku zabrakło największych komiksowych celebrytów, ale wiadomo – wina nie zawsze leży po stronie organizatorów. Z tego, co słyszałem niektórzy odwołali wizytę w Polsce w ostatniej chwili, bo w tym samym czasie musieli np. przebywać na planie serialu. Szkoda, ale warto też wyraźnie zaznaczyć, że mimo braku Alana Moore'a czy Franka Millera nie zabrakło ciekawych spotkań i fascynujących osobistości. Z kolei fundusze przeznaczono prawdopodobnie na imponującą wystawę Sztuka DC. Świt superbohaterów.

Ciril Pedrosa słucha pytania zadawanego po polsku przez Przemka Pawełka

Spotkania autorskie z Cirilem Pedrosą
Spotkanie z Cirilem Pedrosą (Trzy cienie, Portugalia, Równonoce) prowadził Przemek Pawełek, a jego głównym tematem był Złoty wiek. W komiksie występują silne wątki polityczne (niektórzy dopatrują się tam przełożenia idei rewolucji francuskiej na grunt średniowiecznego fantasy), a Pedrosa zauważa, że w średniowieczu ludzie mieli podobne pomysły na zmianę świata, co teraz, a w jego komiksie odbijają się nastroje całej współczesnej Europy. W warstwie graficznej autor wzorował się na malarstwie impresjonistycznym, inspirowały go ołtarze, arrasy i witraże średniowieczne, malarstwo Breugela. Rysował tuszem, a głębi rysunkom nadawał dzięki obróbce komputerowej. Bardzo mu zależało, by zapomnieć o typowej perspektywie architektonicznej, a na planszach oddać szczegóły tkanin, fakturę materiałów i mnogość wzorów. Finał serii Złoty wiek ukaże się we Francji prawdopodobnie we wrześniu przyszłego roku.

Podobnie jak animatorzy pracujący przy Śpiącej królewnie (1959, reż. Clyde Geronimi), tak i on inspirował się średniowieczną ikonografią, nadając swojemu komiksowi znamion bajkowości. Zresztą Pedrosa pracował w Disneyu jako pomocnik animatora (razem z 800 innymi asystentami zajmował się m.in. tłami). Opuścił najsłynniejsze studio animacji na świecie, bo spodobała mu się wolność i niezależność podczas pracy nad własnymi komiksami. Jak zauważa – by stworzyć komiks, wystarczy kartka, ołówek i kilka pomysłów. Pracując nad filmem animowanym, jest o wiele trudniej – choć zaznacza, że kiedyś chciałby stworzyć pełny metraż, dlatego poszukuje producenta z walizką pełną forsy. Do każdego ze swoich komiksów chciałby znaleźć inny sposób rysowania, jest jednak ograniczony (chociażby czasowo, stylistycznie). Efekt tych poszukiwań widać w Równonocach – mamy tam osiem postaci, a akcja komiksu rozgrywa się w ciągu roku, każda pora roku wygląda nieco inaczej, a rysunki odzwierciedlają stan psychiczny poszczególnych bohaterów.

Plansza Joanny Karpowicz z 2 tomu Anastazji

Spotkanie autorskie z Joanną Karpowicz i Magdaleną Lankosz
Z okazji premiery drugiego tomu Anastazji odbyło się spotkanie z Joanną Karpowicz i Magdaleną Lankosz, które prowadził Paweł Timofiejuk. Autorki, poza tłumaczeniem się z inspiracji do scen erotycznych, opowiadały między innymi o tym, że w drugim tomie ich komiksu znalazło się więcej miejsca dla opowiadania obrazem, zmniejszono rolę dialogu, wydłużono sceny. Chętniej odchodzono również od zdarzeń historycznych (komiks rozgrywa się w Złotej Erze Hollywood), a referencje nie były tak paraliżujące, jak w przypadku tworzenia tomu pierwszego (zarówno rysowniczka, jak i scenarzystka pozwoliły sobie na więcej swobody w wykorzystywaniu materiałów źródłowych). W komiksie jest więcej kobiecych bohaterek i ukazana jest sytuacja ówczesnych aktorek (wytwórnie wypożyczały sobie aktorów i aktorki związane kontraktem pięcioletnim, który zapewniał im tygodniówki ustalane z góry, niezależnie od ilości godzin spędzonych na planie). W komiksie znajduje się mnóstwo „mrugnięć okiem” dla miłośników klasycznego Hollywood – m.in. parafraza kadru z filmu Gwiazda (1952) czy też charakterystyczna sukienka głównej bohaterki na gali rozdania Oscarów. Cyfrowa wersja komiksu odniosła w Stanach duży sukces na zlocie bibliotekarzy, jednak zbyt dosłowne sceny seksu raczej przekreślają możliwość wydania wersji papierowej w USA. Magdalena Lankosz pracuje obecnie nad nowym komiksem, którego tytuł jest zainspirowany utworem Krzysztofa Komedy – Sophia's Tune.

Spotkanie autorskie z Mikiem McMahonem
Mike McMahonen znany jest przede wszystkim z trzaskania przygód Sędziego Dredda. W rozmowie z Radkiem Pisulą przyznał, że ciągle zmieniał styl i bawił się geometrią, ponieważ Dredd to dla niego tak absurdalna postać, że trzeba to oddać nie tylko w fabule, ale i warstwie graficznej. Pracując nad przygodami Slaine'a wracał wspomnieniami do czasów młodości – jego rodzinne miasteczko zostało spalone podczas wojen celtycko-rzymskich (co w kółko było powtarzane na lekcjach w szkole), stąd opowieść o wielkim Celcie była dla niego czymś szczególnym. Z kolei The Last American to postapo stworzone dla imprintu Marvela do scenariuszy Wagnera i Granta (panowie pokłócili się podczas pracy, dlatego pierwsze dwa zeszyty napisał jeden, a dwa ostanie drugi). Dla McMahona był to powrót do rysowania po ponad 2 latach ciężkiej choroby. Poza Dreddem i Slaine'em pracował na designem do wielu gier komputerowych (dla Konami, Sony), a także nad komiksem o Batmanie (nie interesowała go ta postać, ale po premierze filmu Burtona sprzedaż komiksów wystrzeliła w kosmos, więc było to doskonale płatne zlecenie). Lubił natomiast rysować komiksy o szybkonogim, niebieskim jeżu Sonicu. Obecnie pracuje nad komiksem dla dzieci o II Wojnie Światowej – nie ma deadline'u, więc nie spieszy się.

Zosia Dzierżawska i Kamila Kowerska rozmawiają o Eileen Gray

Spotkanie autorskie z Zosią Dzierżawską
Z okazji premiery komiksu Eileen Gray. Dom pod słońcem (wyd. Marginesy) odbyło się spotkanie z rysowniczką, Zosią Dzierżawską (prowadziła Kamila Kowerska). Scenariusz do komiksu o modernistycznej architektce pierwotnie był pomyślany jako scenariusz do opery, zaś jego autorka (Charlotte Malterre-Barthes) to architektka z obsesją na punkcie Eileen. Ta ostatnia umarła prawie w zapomnieniu, niszczyła swe prace, została odkryta dopiero w latach 90. gdy na jednej aukcji zaprojektowane przez nią krzesło zostało sprzedane za milion euro. Zamysłem, który przyświecał tworzeniu komiksu, było wykorzystanie czterech podstawowych kolorów, które są nieustannie obecne w twórczości samej Eileen Gray. Konstrukcja opowieści (przenikanie się kilku warstw czasowych) to wspólny wysiłek scenarzystki i rysowniczki. Dzierżawska pracowała nad komiksem przez pół roku (z czego przez 5 dni przebywała we Francji), rysując nawet 12 godzin na dobę. Za najlepszą część pracy nad komiksem, Zosia uważa oczywiście wyjazd na Lazurowe Wybrzeże i zwiedzanie na żywo domu, w którym rozgrywa się akcja komiksu. On sam zresztą ma ciekawą historię – został w nim zamordowany chirurg plastyczny, a później przez wiele lat stał porzucony i funkcjonował jako squat (obecnie to muzeum). Dzierżawska na co dzień zajmuje się tworzeniem ilustracji do książek dla dzieci, komiksom poświęca się raz na 3-4 lata, bo to praca zbyt intensywna. Pierwszy album wydała u mediolańskiego wydawcy (zbiór krótkich historii), kolejny zaś na pewno nie będzie biografią. Rysuje w trzech etapach – od znalezienia rytmu, sprawdzenia co działa, a co nie (storyboard), przez szkic bardziej szczegółowy, po finalny rysunek tłustą kredką.

Okładka zbiorczego wydania Outer Darkness
Spotkanie autorskie z Johnem Laymanem
W rozmowie z Wojciechem Nelcem John Layman przyznał, że po finale Chew przeżył kryzys egzystencjalny. Spełnił marzenie życia i nie wiedział, co dalej. Zaczął pisać rzeczy na zlecenie (dla Marvela i DC), jednak nie przestał myśleć o autorskich projektach. Nowy komiks z uniwersum Chew pojawi się w 2020 roku i nie będzie to „zwykła kontynuacja” o Oliwce, która przejmuje schedę po Tonym, ale coś mniej oczywistego. Na pokładzie pojawi się też nowy rysownik. Rob Guillroy, artysta odpowiedzialny za warstwę graficzną Chew, zajmuje się obecnie własną serią (FarmHand).
Layman wspominał też, jak stał się redaktorem w komiksach DC – pisywał relacje z SDCC, przez co zauważył go Jim Lee i dał pracę we własnym studiu, studio zostało z kolei wykupione przez DC i tak popularny dziś scenarzysta zyskał najgorszą pracę w komiksowym biznesie. Bycie redaktorem jest słabo płatne, pracuje się 24h na dobę, redaktor nigdy nie jest doceniony (zawsze chwali się rysowników i scenarzystów), a o ich istnieniu czytelnicy przypominają sobie dopiero wtedy, gdy coś pójdzie spektakularnie źle (łatwo ich obwinić).

Wspominając pisanie dla DC, dużo uwagi poświęcił temu, że jako scenarzysta musiał być elastyczny. Planował na dwa-trzy numery do przodu, bo większe plany i tak brały w łeb – wszystko zależało od prowadzących główne serie (Snyder, Morrison), np. w drugim tygodniu swojej pracy dowiedział się, że Morrison zabił Robina, więc musiał całkiem zmienić swoje plany w Detective Comics. Pracę nad Wiecznym Batmanem wspomina jako koszmar – nad historią pracował z czterema innymi scenarzystami i na każdy wysłany mail otrzymywał 50 odpowiedzi.

Jego najnowszy komiks to Outer Darkness – horror science-fiction (szamani i egzorcyści na pokładzie statku kosmicznego). Wyzwanie dla niego jako pisarza (odejście od humorystycznych klimatów Chew). Rysownika szukano przez rok, byli kandydaci z Polski, Rosji i Chin (wygrał Chińczyk, Afu Chan). Mam nadzieję, że komiks ukaże się po polsku.

Zapytany o serie, które najbardziej chciałby pisać, Layman wymienił m.in.
Star Wars, postaci Plastic Mana i Harley Quinn oraz komiks ze świata Oni żyją Johna Carpentera. Sporo śmiechu wzbudziły wspomnienia z imprez, które urządzał Jim Lee – na jednej z nich (motyw przewodni: arabskie noce) pojawił się na przykład prawdziwy wielbłąd.

Porównanie kolorów w Zabójczym żarcie - po lewej Higgins, po prawej Bolland

Spotkanie autorskie z Johnem Higginsem
Dla Johna Higginsa, przepytywanego po angielsku przez Pawła Kicmana, 2000 AD to ostatni bastion komiksu dla dojrzałego czytelnika w Wielkiej Brytanii. Nie mogło zabraknąć pytań o dwa najsłynniejsze tytuły, przy których pracował Higgins: Strażników i Zabójczy Żart (oba do scenariusza Alana Moore'a, z którym kolorysta blisko współpracował, bo i mieszkali niedaleko). Na szczęście tematy te nie zdominowały dyskusji. Brytyjczyk wspominał, że dostał pracę jako kolorysta przy historii z Batmanem, bo Brian Bolland pracował zbyt wolno, a DC chciało wypuścić komiks na fali popularności filmu Tima Burtona. Nie zdziwiła go nowa edycja komiksu z kolorami Bollanda, bo wiedział, że artysta zawsze chciał pokolorować Zabójczy żart po swojemu, jednak zdenerwował się, że DC nawet nie poinformowało go o nowym wydaniu (po prostu zobaczył je pewnego dnia w sklepie z komiksami). Zresztą przez niekorzystnie sformułowaną umowę nie dostawał on nigdy pieniędzy za wznowienia tego komiksu, więc jego nazwisko było dla niego jedynym wynagrodzeniem – w przypadku edycji z kolorami Bollanda został pozbawiony nawet tego. Ciekawostkę może stanowić również fakt, że pracując nad Strażnikami, nikt nie znał zakończenia tej dwunastoodcinkowej serii aż do 10 zeszytu. Podobnie jak w przypadku Zabójczego żartu nie dostawał tantiem za wznowienia komiksu, dopóki ten nie ukazał się z poprawionymi komputerowo kolorami. Higgins lubi rysunki Grega Capullo. Próbował kiedyś publikować samodzielnie swoje komiksy – stracił żonę, dom i dorobił się długu na 56 tysięcy funtów (komiks RazorJack będący przyczyną tego zamieszania ukazał się potem w kilku wydawnictwach, doczekał się nawet crossoveru z Dreddem). Obecnie John Higgins pracuje nad nową serią z uniwersum Sędziego Dredda, która ma przedstawiać genezę Sędziów. Jej akcja jest osadzona w 2029 roku, więc rysownik będzie zmuszony rysować auta, które posiadają koła. A on nienawidzi rysować aut, które posiadają koła.

Nagrody i after
Na koniec kilka słów o nagrodach przyznanych na gali: Grzegorz Rosiński otrzymał doktorat humoris causa im. Papcia Chmiela za zasługi dla polskiego komiksu. Wydawcą roku 2018/2019 został Timof Comics, a najlepszym komiksem okrzyknięto Brom Unki Odyi z Wydawnictwa 23. Potem było afterparty i wszyscy dobrze się bawili.

Brak komentarzy: