> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

niedziela, 14 marca 2021

Avengers. Nie poddamy się - recenzja

„Avengers. Nie poddamy się” to historia rozpisana na 400 stron. Kolejne wielkie wydarzenie w świecie komiksów Marvela. Nie przepadam za takimi eventami – często są przeciągane na siłę, rozwleczone i chaotyczne. Przede wszystkim: nie mają znaczenia, bo po kilku spektakularnych zeszytach naładowanych akcją wszystko wraca do normy.



W przypadku opisywanego albumu niby nie jest wcale inaczej. Zaczyna się od tego, że ktoś kradnie ziemię i zmienia ją w arenę potyczki między Czarnym zakonem a Zabójczym legionem. W sam środek rozgrywki trafiają ziemscy superbohaterowie. Jednak część z nich zostaje wyeliminowana już na samym początku starcia, więc pierwsze skrzypce grają m.in. Falcon, Rouge, Quicksilver i Żyjąca Błyskawica.

Fabuła jest oczywiście bzdurna, a bohaterowie stają się pionkami w grze dwóch kosmicznych bytów. Dosłownie. Mimo to muszę przyznać, że podczas lektury bawiłem się zaskakująco dobrze. Akcja prowadzona jest sprawnie, wydarzenia następują po sobie bardzo szybko, nie ma przestojów. Co ważne – choć za sterami tej opowieści znalazło się aż trzech scenarzystów (Mark Waid, Al Ewing i Jim Zub) całość ma jasno wyznaczony kierunek i trzyma się kupy. Kolejne cliffhangery kończące zeszyty są na tyle umiejętnie wprowadzane, że z ciekawością przewracałem kolejne strony. Podobało mi się przede wszystkim to, że znalazło się tu miejsce dla drugoligowych postaci. Miło było zobaczyć jak z katastrofą o takiej skali radzą sobie Falcon, Rouge i Quicksilver, a nie ten sam skład Avengers co zawsze.

Najnowszy grubas w ofercie Marvel Now 2.0 dał mi sporo czytelniczej satysfakcji. Oczywiście szybko o nim zapomnę, ale muszę przyznać, że jak na typowo rozrywkową lekturę z głównego nurtu, to bawiłem się wystarczająco dobrze, by móc ją polecić. Rysunkowo to rzecz poprawna, bez fajerwerków, ale i bez specjalnych zgrzytów. Krótko mówiąc: przyjazdy pod każdym względem produkt, przy którym można się nieźle bawić, a o którym równie szybko się zapomni. Najfajniej robi się, gdy na scenę wkracza Nieśmiertelny Hulk. Ale o tym będziecie musieli przekonać się samodzielnie.

6/10

Brak komentarzy: