> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 28 czerwca 2022

Coś zabija dzieciaki, tom 4 - recenzja

Po masakrze w Archer’s Peak James Tynion IV i Werther Dell’Edera zaciągają hamulec. Zamiast rzucić Erikę, łowczynię dziecięcych mar, do nowego miasteczka, twórcy decydują się przybliżyć czytelnikom historię protagonistki. Cofają się w czasie o kilka lat, gdy bohaterka okazała się „dzieckiem, które przeżyło” – co zaprowadziło ją prosto do domu Slaughter. Nie będzie zaskoczeniem, że powitanie ze strony większości „domowników” nie należało do najmilszych. Czwarty tom „Coś zabija dzieciaki”, ukazuje jej początki w organizacji.



Dostajemy satysfakcjonujące origin story, wyjaśniające, dlaczego Erika robi, co robi, dlaczego jest w tym najlepsza i jak wyglądały jej początki. Czwarty tom serii daje także okazję na wejście wewnątrz Domu Slaughter, tajemniczej organizacji walczącej z potworami. Dzięki temu możemy poznać jej hierarchię i funkcje różnych grup. Twórcy dają także znać, co może czekać nas w przyszłości – nie po to jeden z bohaterów wymienia nastoletniej protagonistce możliwe okropieństwa, by te miały się nigdy nie pojawić. Co najciekawsze, Dom Slaughter – w poprzednich tomach miejsce bezwzględne, z którego chcielibyśmy jak najszybciej uciec – ukazuje swoje lepsze oblicze, głównie za sprawą Jessiki i brodacza, odpowiedzialnego za test inicjacyjny nowych łowców. Wydaje się, że na chwilę zostaniemy w przeszłości – niezmiernie mnie ciekawi, co sprawiło, że protagonistka drastycznie zmieniła swoje zdanie co do organizacji.

Na pierwszym planie znajduje się relacja Eriki z Jessiką, łowczynią, która znalazła ją po ataku jednego z potworów. Ich docieranie się jest nie tylko przekonująco poprowadzone – rzuca także nowe światło na znajomość młodej pogromczyni z Aaronem, przerażonym chłopcem z Archer’s Peak, którego poznaliśmy w pierwszej historii. Czuć, że cofnęliśmy się w czasie, by dać podwaliny pod kolejne przygody dorosłej Eriki. Po zakończonej lekturze pozostaje zresztą kilka pytań, na które odpowiedzi nie muszą być najprzyjemniejsze. Przede wszystkim widać, że Tynion IV ma pomysł na tę historię, a czytelnik po każdym kawałku ma ochotę na więcej – w przeciwieństwie do wypluwanych co miesiąc przygód Batmana autorstwa tego scenarzysty. Po pierwszych tomach nazwałem „Coś zabija dzieciaki” serią intrygującą. Teraz wiem, że jej potencjał się nie wypalił, a po kolejne przygody Eriki będę sięgał regularnie.

7/10

Autor recenzji: Jakub Izdebski

Brak komentarzy: