> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 26 września 2014

452 - Saga - komiks roku?

Przedstawicieli dwóch zwaśnionych ras, obejmujących konfliktem całą galaktykę, połączyło uczucie, którego owocem jest nowo narodzone dziecko. W trójkę będą musieli oni uciec z planety pełnej wrogo nastawionych mieszkańców. Mogą liczyć tylko na siebie; każda z ras nie rozumie łączącej ich miłości i pragnie zguby kochanków, zaś na dziecko, będące niecodziennym połączeniem genów obu gatunków, polują łowcy nagród.

Wszyscy mówili, że muszę przeczytać Sagę. I wiecie co? Mieli rację.



Sama fabuła tomu pierwszego jest tak naprawdę jedynie wprowadzeniem do Przygody, poznajemy w niej głównych bohaterów, dowiadujemy się, w jakim żyją świecie i jakie motywacje ich napędzają. Choć motywacje są stare jak świat i raczej nie będą dla nikogo zaskoczeniem, tak diegeza jest niezwykle bogata. Już sama liczba pojawiających się w komiksie postaci jest spora, a niemal każda z nich należy do innej rasy, grupy bądź para się innym zajęciem. Poza głównymi bohaterami mamy tu dzieci-duchy, Kłamliwą Kotkę, humanoidalne zwierzęta, swoistą mieszankę ludzi i telewizyjnych odbiorników oraz wiele innych intrygujących postaci, których różnorodność może przyprawić o zawrót głowy. Również środowisko nie jest monotonne, a możemy je dokładnie poznać, bo bohaterowie są w nieustannym ruchu. Pogoń i ucieczka nie mają końca.

To, co najbardziej mnie zachwyciło w komiksie Briana K. Vaughana to scenariuszowa sprawność. Nie chodzi nawet o dialogi, które świetnie się czyta i o mnóstwo świeżych pomysłów. Chodzi o kunszt. Nowe postacie są zgrabnie wplatane w fabułę i dobrze prowadzone, a kolejne wydarzenia są naturalnym następstwem wcześniejszych. Wszystko jest umotywowane, a kolejne cliffhangery Vaughan wprowadza z zegarmistrzowską precyzją. Właśnie dzięki temu album doskonale się czyta, a szczypta humoru, mnóstwo świeżych i zgrabnie wplecionych w fabułę wątków uzupełnionych przez niezłe dialogi sprawia, że w mojej ocenie wszystkie zachwyty nad Sagą są w pełni usprawiedliwione.

Fiona Staples w warstwie graficznej stawia na szybkie pociągnięcia ołówka, dzięki czemu komiks nabiera odpowiedniej dynamiki. Staples dobrze radzi sobie z mimiką bohaterów, anatomią oraz w scenach pełnych akcji. Zdarza jej się zgubić proporcje, a jej prace trudno nazwać szczegółowymi przez użycie grubego konturu; artystka więcej uwagi przywiązuje do emocji na twarzach bohaterów niż technologicznej wizji świata. Dodatkowe ukłony należą się jej za fantastyczne projekty postaci zamieszkujących odległe części galaktyki i bardzo sprawne posługiwanie się kolorem.

Pierwszy tom Sagi Briana K. Vaughana i Fiony Staples naprawdę mi się spodobał. Choć po zachwytach płynących niemal z każdej strony spodziewałem się czegoś innego, jestem niemal pewny, że fabuła rozwinie się w kolejnych tomach i Saga stanie się jedną z mych ulubionych serii. Już teraz ogromnie doceniam bardzo strawne połączenie sci-fi i fantasy oraz lekkość, z jaką Vaughan pisze kolejne zeszyty. Dawno nie miałem wrażenia, że kolejne pomysły zostają wprowadzane do komiksu tak naturalnie (przykładem niech będzie powód, przez który do głównych bohaterów dołącza nie do końca martwa dziewczynka – świetny w swej pozornej prostocie), a cliffhangery dawno nie robiły na mnie takiego wrażenia (zwłaszcza w wydaniu zbiorczym, gdzie z oczywistych względów tracą część swej mocy). Pierwszy tom Sagi zasługuje w mojej opinii na mocną ósemkę w dziesięciostopniowej skali, jednak jestem skłonny ocenić go wyżej - właśnie dzięki scenariuszowym rozwiązaniom, które tak mi się spodobały i temu, jak zostały zastosowane. Czekam z niecierpliwością na kolejne tomy, trzymam kciuki, by Vaughan zaszalał jeszcze bardziej, rozwinął wątki i dopasował poziom całej historii do doskonałych pojedynczych pomysłów.

Na zachętę: 8,5/10

Dziękuję wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

3 komentarze:

Maciej Gierszewski pisze...

dobry komiks, mocne 4 plus, ale nic więcej.

Unknown pisze...

Wydaje mi się, że od czasu Ex Machiny Vaughan jedzie tylko i wyłącznie na opinii. Jasne, EM było cholernie dobrym komiksem, ale już np. Y okazał się być dość nudną powiastką fantastyczno - obyczajową (którą ratowały wybitne dialogi nawiązujące do dzieł kultury popularnej).

Jeśli chodzi o Sagę... No, to taka trochę telenowela komiksowa. Racja, postacie są dobrze napisane, podobnie jak dialogi, kosmici ciekawi, dość oryginalni. Ale czuję w tym jakąś pustkę i gdyby nie wątek The Willa i jego kociszcza raczej nie studiowałbym Sagi z większą uwagą.

Nawiasem mówiąc, masz tu chyba najbardziej zniechęcający do komentowania system jaki w życiu widziałem.

Jan Sławiński pisze...

Na razie przeczytałem tylko pierwszy tom i jestem zainteresowany dalszą lekturą. Zobaczymy jak będzie, nie omieszkam podzielić się recenzjami kolejnych części.

Co do systemu komentowania - postaram się coś z nim zrobić, dzięki za zwrócenie uwagi!