> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 16 listopada 2015

Baśnie: Wielki baśniowy crossover - gwóźdź do trumny wspaniałej niegdyś serii

W trzynastym tomie Baśnie łączą się z przygodami Jacka, który w Ameryce jest bohaterem własnego spin-offu pt. Jack of Fables. W konsekwencji tego otrzymujemy najsłabszą część wielowątkowego cyklu. Tym razem zagrożeniem dla świata Baśniowców i Docześniaków są literałowie, a właściwie jeden z nich, który planuje napisać wszechświat od nowa. Powstrzymać go będą próbowali Bigby Wilk i Śnieżka. Tymczasem Jack trafi na farmę, na której rodzi się nowa religia…


Siłą pierwszych tomów Baśni Willinghama była intertekstualna, dobrze przemyślana zabawa konwencją. Wyciągnięci z magicznych światów bohaterowie dziecięcych opowieści zostali wrzuceni do realnego świata, gdzie zyskali nowe, ciekawe atrybuty. W zderzeniu z „naszą” rzeczywistością musieli przystosować się do normalnego życia, ukrywać się, zmienić przyzwyczajenia i zachowania. Fabuły były intrygujące, zaś podstawą historii było pomysłowe reinterpretowanie baśniowych motywów.

Z czasem cykl Willinghama zaczął zjadać własny ogon, a jak pokazuje Wielki baśniowy crossover, właśnie doczekaliśmy się kulminacyjnego momentu w tym precedensie. Fabuła rozciągnięta na dziewięć zeszytów równie dobrze mogłaby się zamknąć w pięciu. Całość jest nudna, przegadana. Należy pamiętać, że gra się tu o wielką stawkę – zastąpienie istniejącego wszechświata zupełnie nowym. Szkoda jednak, że podczas lektury łatwo o tym zapomnieć, będąc świadkiem kolejnych żenujących żartów, fabularnych zapychaczy i kretyńskich przekomarzań między postaciami, które zatrzymują fabułę w miejscu. Również kilka pomysłów z potencjałem (jak antropomorfizacja gatunków literackich/filmowych czy transpozycja Wilka) zostaje tu po prostu zaprezentowanych. Brakuje rozwinięcia, pogłębienia, brakuje pomysłu na pociągnięcie tego dalej. Ot, gatunki zostają w ludzkiej formie wrzucone do opowieści i służą za element humorystyczny, choć pewnie jeszcze kilka lat temu posłużyły Willinghamowi za inteligentną zabawę formą, a żart z kolejnymi metamorfozami Wilka powtarzany jest do znużenia. A trzeba dodać, że już na samym początku żart ten nie był jakiś wybitny...

Może formuła crossoveru wymusiła na scenarzyście taką budowę tomu, by w żaden sposób fabuła nie została popchnięta do przodu ani nie wpłynęła na prezentowany świat. Skutek tego taki, że Wielki baśniowy crossover to jeden wielki wypełniacz, który spokojnie można pominąć w lekturze serii. Brakuje tu charakterystycznych dla cyklu rozwiązań, intryga jest banalna (choć próbuje sprawiać wrażenie skomplikowanej), a finał tomu rozczarowuje zastosowaniem deus ex machina. Sam Kevin Thorne, literat, któremu poświęca się tu najwięcej miejsca, jest postacią nieciekawą i irytującą. Jedynie rysunki stoją na zadowalającym jak zawsze poziomie, nawet mimo tego, że album tworzyło aż sześciu artystów, szata graficzna jest spójna i przyjemna dla oka.

W Stanach Baśnie dobiły do 22 tomów, zaś Willingham pożegnał się z serią. Przed polskimi czytelnikami jeszcze dziewięć albumów domykających rozbuchaną, wielowątkową historię Baśniowców. Zważywszy na fakt, że poziom serii systematycznie spada, mocno zastanawiam się nad zaprzestaniem czytania, ponoć gorzej niż w tomie 13 nie będzie, a mimo to wciąż mam obawy. Za dużo ostatnio na polskim rynku wartych czytania serii, bym męczył się z Baśniami. Wielki baśniowy crossover to gwóźdź do trumny wspaniałego niegdyś cyklu.


Ocena: 3/10


Recenzje poprzednich tomów:

1 komentarz:

Kapral pisze...

Ja tego pawia męczę już drugi tydzień. Jak po grudzie - 2 strony, przerwa, 2 strony itd.