W mieście, gdzie wszyscy mają supermoce, nikt nie jest super. Wiedzą o tym funkcjonariusze Komisariatu Dziesiątego, o których opowiada komiks Top 10 Alana Moore'a (scenariusz) i Zandera Cannona oraz Gene'a Ha (rysunki). Zbiorcze wydanie 12 zeszytów serii to już drugie podejście Egmontu do tego tytułu – pierwsze siedem zeszytów, zamknięte w dwóch tomach, ukazało się pierwotnie w 2003 i 2004 roku. To, czego nie docenili czytelnicy piętnaście lat temu, dziś powinno trafić na podatny grunt.
Na fabułę Top 10 składa się kilka równolegle prowadzonych śledztw. Jest tu sprawa niewidzialnego miłośnika kobiecych krągłości; jest trop nieuchwytnego mordercy prostytutek; przewija się wątek ulicznych gangów, a i to jeszcze nie wszystko. Początkowo wydaje się, że czytelnik będzie śledził losy Robyn, nowoprzyjętej na posterunek policjantki (bowiem, tak jak i on, dopiero poznaje ona niesamowity świat Top 10, więc najłatwiej się z nią utożsamiać), ale szybko okazuje się, że scenarzysta tak naprawdę ma zamiar opowiedzieć historię o zbiorowym bohaterze. Tytułowy komisariat wypełniają zdumiewające indywidualności, a każda para bohaterów, przydzielona do innego śledztwa, ma ciekawy charakter i odmienną osobowość. Mimo że wszyscy mają jakieś nadprzyrodzone zdolności, to ich problemy przypominają nudną codzienność – śledztwa bywają frustrujące, podobnie jak ich życie prywatne, gdy gromadka dzieci daje w kość, a chory ojciec potrzebuje nieustannej opieki.
Alan Moore jak zawsze podszedł do pracy nad scenariuszem z właściwym sobie pietyzmem. Świat Top 10 jest zbudowany kompleksowo, bohaterowie nie poruszają się w próżni, gdzie wszystko podporządkowane jest ich działaniom, ale egzystują w mieście, które tętni życiem. Łatwo uwierzyć w prawdziwość tej wizji, nawet jeśli czasem można odnieść wrażenie, że fabuła schodzi na drugi plan, a Moore przede wszystkim bawi się koncepcją metropolii wypełnionej superbohaterami. Choć prezentowane tu śledztwa mają z oczywistych względów charakter nadnaturalny, policyjna robota jest żmudna i stresująca, a w fabule często przewija się wątek nietolerancji czy braku akceptacji. Mimo to Moore pozwala sobie czasem na ironiczne mruganie do czytelnika i rozluźnienie atmosfery sekwencjami humorystycznymi – do takich należy z pewnością pojawienie się przed komisariatem wielkiego pijanego stwora, który pije piwo prosto z cysterny lub finał śledztwa w sprawie niewidzialnego zboczeńca (nie napiszę nic więcej, by nikomu nie psuć zabawy). W parze z historią idą rysunki, które również zachwycają rozmachem - każdy z bohaterów, nawet na drugim planie, wyróżnia się na tle pozostałych, a sceny zbiorowe zapierają dech dopracowaniem szczegółów i nakładem włożonej w nie pracy.
Top 10 sporo przeleżało na mojej półce i długo nie mogło mnie do siebie przekonać. Początkowe zeszyty były męczące, bowiem czytelnik zostaje bez ostrzeżenia wrzucony w sam środek akcji, w biegu poznaje bohaterów i realia rządzące światem przedstawionym, a Moore nie zna pojęcia „za dużo dialogu”, więc niektóre kadry są wręcz przygniecione dymkami z tekstem. Z czasem Neopolis zaczęło do mnie jednak przemawiać, a barokowy przepych widoczny w dialogach i przewijających się przez kolejne strony bohaterach stał się atutem. Nie ma tu powagi i ciężaru Strażników, ale Top 10 daleko również do czystej postmodernistycznej zabawy znanej z Ligii Niezwykłych Dżentelmenów. Przez to zawieszenie pomiędzy, komiks powinien trafić do miłośników obu serii - choć, jak podejrzewam, im nie trzeba go już polecać. Polecam więc wszystkim pozostałym.
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz