Były w sumie trzy powody, przez które sięgnąłem po Diamentową gorączkę. Tytuł trafił na listę filmów do obejrzenia, gdy przygotowywałem się do napisania dłuższego, przekrojowego tekstu o heist movies i od dawna czekał na swoją kolej. Kilka dni temu zmarł William Goldman, więc czułem, że powinienem obejrzeć jakiś jego film – zamiast kolejny raz stawiać na Narzeczoną dla księcia, wolałem wybrać coś nowego. Robert Redford w głównej roli też nie był bez znaczenia, bo po seansie Gentlemana z rewolwerem miałem po prostu ochotę na więcej Redforda.
Na pierwszy rzut oka Diamentowa gorączka z 1972 roku w reżyserii Petera Yatesa (autor wyśmienitego Bullitta) to film jakich wiele. Ot, kolejna opowieść o grupie rabusiów, którzy podejmują się wykonania teoretycznie niemożliwego skoku. Jest tu jednak kilka rzeczy, które uszlachetniają prosty pomysł. Pomijając błyskotliwe dialogi i specyficzne poczucie humoru Goldmana (robi się naprawdę ciekawie, gdy na scenę wjeżdża hipnotyzer) warto przyjrzeć się wywrotowej strukturze scenariusza Diamentowej gorączki.
Znamy schemat fabularny heist movies – zebranie ekipy, zaplanowanie skoku, realizacja planu. Tutaj skok kończy się niepowodzeniem w jednej trzeciej filmu, a bohaterowie, by odzyskać stracony łup, będą zmuszeni włamać się nie tylko na posterunek policji, ale i do więzienia. Nie można narzekać na brak atrakcji, a Goldman regularnie jak w zegarku raczy widzów plot twistami, które niweczą plany bohaterów i wywracają fabułę do góry nogami. Nie napiszę więcej, by nikomu nie psuć zabawy, ale dzieje się sporo i powinniście spodziewać się niespodziewanego!
Warto dodać, że błyskotliwy scenariusz powstał na kanwie powieści Donalda E. Westlake'a (lepiej znanego jako Richard Stark). Jest on autorem serii książek o Parkerze, o którym powstały również liczne filmy (Zbieg z Alcatraz z Lee Marvinem, Godzina zemsty z Melem Gibsonem czy Parker z Jasonem Stathamem) oraz komiksy (o tych ostatnich, w wykonaniu Darwyna Cooke'a, pisałem już kilkukrotnie).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz