> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

sobota, 26 września 2020

Dni pośród nocy [Neil Gaiman, Dave McKean, Mike Mignola] - recenzja

Po 10 latach wróciłem do Amerykańskich Bogów i odkryłem tę książkę na nowo. Zakochałem się w gawędziarskim stylu Neila Gaimana i tym, jak wydobywa magię ze zwykłych przedmiotów, jak potrafi pisać o codzienności, wplatając w nią nuty realizmu magicznego. Po skończonej lekturze chciałem więcej, a na sklepowe półki zawitał album Dni pośród nocy – zbiór krótkich komiksów z początków kariery Brytyjczyka. Nie zastanawiając się długo, zamówiłem egzemplarz recenzencki. 




Dni pośród nocy to pięć historii – najstarszy tekst pochodzi z 1985 roku, najnowszy jest dekadę młodszy. W trzech z nich Gaiman składa hołd Sadze o Potworze z Bagien Alana Moore’a, ponadto opowiada też o Johnie Constantinie i dwóch inkarnacjach Sandmana – współczesnej, z jego własnej serii, i pulpowej z lat 30. XX wieku. Jest więc dość różnorodnie, tym bardziej, że za stronę graficzną każdego shorta odpowiada inny rysownik. 

Jak to ze zbiorami starych historii bywa – poziom jest dość nierówny. W najlepszych momentach Dni pośród nocy uwodzą niesamowitym klimatem mglistego Londynu i grozy, czającej się gdzieś na granicy kadru. Tak jest w historii Przytul mnie, w której John Constantine musi pomóc samotnemu duchowi, a całość w niesamowity, wywołujący niepokój sposób, uchwycił na ilustracjach Dave McKean. Innym razem przenosimy się do lat 30. XX wieku by zagłębić się szpiegowską intrygę w przededniu II wojny światowej, śledząc poczynania bohatera w płaszczu, kapeluszu i z maską przeciwgazową na twarzy. Niezły pulpowy klimat i charakter retro opowieści (napisanej wspólnie z Mattem Wagnerem) podkreślają wytłumione kolory i pastelowa oprawa graficzna Teddy’ego Kristiansena. 

Gorzej niestety wypadają trzy pierwsze historie – widać w nich małe doświadczenie Gaimana w materii pisania scenariuszy. Opowieści z uniwersum Potwora z Bagien są przegadane, bełkotliwe, nieudolnie naśladują styl Moore’a. Polityka miesza się w nich z metafizyką, a więcej opowiada się tu słowem niż obrazami. Te ostatnie – nawet mimo Mike’a Mignoli (Hellboy) na pokładzie – to kwintesencja lat 80. w mainstreamowym komiksie, z okropnymi pstrokatymi kolorami na czele. 

Dni pośród nocy to zbiorek, który można przeczytać na zasadzie ciekawostki. Miłośnicy Neila Gaimana z pewnością muszą go mieć na półce, by przekonać się, jak ich ulubiony autor zaczynał przygodę z komiksami. Cała reszta może po niego sięgnąć ze względu na świetną historię o Johnie Constantinie. A czy warto kupić cały album dla 24 stron (tyle właśnie liczy Przytul mnie) – na to pytanie każdy będzie musiał odpowiedzieć sobie samodzielnie. 

6/10

Brak komentarzy: