> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

sobota, 30 grudnia 2023

Marvel Zombies - recenzja

Kojarzycie to dziwne uczucie, gdy coś wywołuje nieprzyjemne emocje, a mimo to trudno przestać to robić? Czytanie “Marvel Zombies” jest jak rozdrapywanie strupa lub ruszanie chwiejącym się w dziąśle zębem. Lektura zbiorczego wydania miniserii Roberta Kirkmana, bogato uzupełnionej przez liczne dodatki (o czym zaraz), w najbardziej hardkorowych momentach może wywołać nudności. Nie ma tu taryfy ulgowej, scenarzysta leci po bandzie, a z każdym kolejnym zeszytem czytelnik szerzej otwiera oczy z niedowierzania. Bo Kirkman z każdą kolejną częścią swojej miniserii zaskakuje coraz bardziej w myśl zasady “albo grubo albo wcale”.



Miniseria “Marvel Zombies” Roberta Kirkmana to zaledwie pięć zeszytów, a wydanie Egmontu liczy 464 strony. Co więc dostajemy w ramach dodatków? Przede wszystkim: więcej komiksów. Mamy tu okazję poznać sześć zeszytów “Ultimate Fantastic Four”, w której to serii zadebiutowały zombiaki Marvela. To właśnie spin-offem wersji ze świata Ultimate jest słynna seria Kirkmana. Sięgając więc po nowe wydanie Egmontu, dostajemy historię Marka Millara, od której wszystko się zaczęło. Ponadto w albumie znalazły się trzy zeszyty serii “Black Panther”, skupiające się na wydarzenia bezpośrednio po “Marvel Zombies” Kirkmana. Pozostałe dodatki to “Marvel Zombies: Dead Days” Kirkmana i Phillipsa, które ukazują początek plagi żywych trupów, a także “Marvel Spotlight” - obszerny zbiór wywiadów i tekstów wokół tytułowego wydarzenia.

Wydany przez Egmont pierwszy tom “Marvel Zombies” to rzecz idealna dla komplecistów. Dostaną oni tu zbiór zeszytów z różnych serii, które kompleksowo przedstawiają początki zobiaków w uniwersum Marvela, a także całą masę ciekawostek (dużo miejsca poświęca się procesowi powstawania oryginalnych okładek Arhura Suydama, na których parafrazuje on klasyczne okładki komiksów m.in. ze Srebrnej Ery). Trzeba jednak powiedzieć, że teksty Marka Millara ani Reginalda Hudlina (scenarzysty “Black Panthera”) nie mają w sobie tej lekkości, co scenariusz tytułowej miniserii. Kirkman zdecydowanie lepiej czuje się w klimatach zombie, jego tekst ma w sobie energię i odwagę, a żaden pomysł nie wydaje się zbyt hardkorowy. To fascynujące, co scenarzysta “The Walking Dead” robi z kochanymi przez nas bohaterami. Mimo że są oni odrażający w swej zgniłej formie (tak wizualnie, jak i moralnie), to nie zlewają się w jedną bezkształtną masę jak to często bywa z zombie. Każdy z nich w jakimś procencie pozostaje sobą (zwłaszcza, gdy napełni brzuch). Po pierwszym szoku, który towarzyszy lekturze, trudno nie docenić błyskotliwości Kirkmana - choć oczywiście nie każdemu musi się podobać taka makabryczna wersja uniwersum Marvela. Momenty gore równoważy humor (bez którego ta historia byłaby nieznośna), ale jest on czarny niczym smoła. To świat bez nadziei, gdzie główną "frajdę" sprawia oglądanie kolejnych spektakularnych śmierci znanych bohaterów, którzy utracili resztki człowieczeństwa.

“Marvel Zombies” to komiksowy paradoks. Z jednej strony tytułowa miniseria Kirkmana z rysunkami Phillipsa to jedna z najbardziej oryginalnych rzeczy, jakie przytrafiły się Marvelowi w długiej historii wydawnictwa. Lektura wzbudzająca jednocześnie fascynację i odrazę, którą trzeba docenić za odwagę, lekkie pióro i multum świeżych pomysłów. Rzecz nie dla wszystkich, bo wielokrotnie przekraczająca granice dobrego smaku i po prostu odrzucająca dosłowną przemocą. Jednocześnie cały zbiór nie ma tej siły, bo pozostałe komiksy nie są nawet w połowie tak błyskotliwe, co te kilka zeszytów Kirkmana i Phillipsa. Szkoda, choć rozumiem zamysł stojący za publikacją i doceniam, że dane mi było poznać początki plagi zombie w uniwersum Marvela. Nawet jeśli nie są one tak fascynujące, jak zbudowana na ich fundamencie tytułowa miniseria. O ile się nie mylę, to cykl “Marvel Zombies” w tym wydaniu Egmontu zamknie się w trzech opasłych tomach - liczę, nomen omen, że w kolejnych dwóch częściach będzie więcej “mięsa”.

7/10

1 komentarz:

adam pisze...

Fajny blog. Według mnie dużo osób wejdzie na ten blog.