Swoją przygodę z linią wydawniczą New 52 kończę Epilogiem, czyli dziesiątym tomem Batmana, za którego przez lata odpowiadali Scott Snyder i Greg Capullo. Co zaskakujące, tym razem są oni autorami zaledwie jednego zeszytu, zaś za pozostałą część albumu odpowiadają inni twórcy. To zbiór czterech krótkich historii, które w sumie zajmują 120 stron. Licha objętość okazała się nieoczekiwanie zapowiedzią emocji, które towarzyszyły lekturze. A te, jak można się już domyślić, były raczej chłodne.
Z jednej strony mamy tu ostatni zeszyt wieloletniego runu Snydera i Capullo (co zapewne docenią nałogowi kolekcjonerzy-kompleciści), jednak w żadnym wypadku nie można nazwać go podsumowaniem ich pracy. Ot, historia o braku zasilania w Gotham i Batmanie szukającym wyjaśnienia tego stanu rzeczy. Natomiast pozostałe fabuły, pisane przez Jamesa Tyniona IV i Raya Fawkesa, rozgrywają się w różnych czasach i mają niewiele wspólnego z głównymi wydarzeniami z poprzednich tomów. Mamy więc Batmana, który włamuje się do laboratorium Lexa Luthora, by powstrzymać go przed sklonowaniem Supermana; jest historia o Waynie pozbawionym pamięci (a więc rozgrywającą się prawdopodobnie równolegle z wydarzeniami zaprezentowanymi w tomie 8 - Waga superciężka); album wieńczy bijatyka z trzecioligowym łotrem urozmaicona przez okropnie pretensjonalne i pozbawione krzty subtelności retrospekcje (James Tynion IV, shame on you!).
Lekturze Epilogu towarzyszy nuda. Żadna z historii nie jest zaskakująca, żadna nie wzbogaca postaci ani świata przedstawionego, żadna nie wnosi nic wartościowego do wieloletniego runu Snydera i Capullo. Ani jedna nie zostaje na dłużej w pamięci. To okropnie nijaki tom – niby nie można mu wiele zarzucić, bo to po prostu poprawnie napisane i sprawnie zilustrowane opowieści, które nie wywołują ani zachwytu, ani zgrzytania zębami. Ale taki brak wyrazu jest chyba najgorszy. Jeśli nie musicie mieć na półce wszystkich 10 tomów runu Snydera i Capullo, to Epilog możecie z czystym sumieniem pominąć.
5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz