Są takie opowieści, które z miejsca przechodzą do historii, egzystują gdzieś ponad gatunkowymi schematami i odbiorczymi przyzwyczajeniami. Proponują coś zupełnie świeżego, nieoczywistego i zaskakującego, a wszystko to przy wykorzystaniu elementów powszechnie znanych. Taki właśnie jest Vision - komiks rozgrywający się na obrzeżach superbohaterskiego świata Marvela, w którym tytułowy sytnezoid, członek Avengers, zakłada rodzinę i wyprowadza się na przedmieścia. Sielankowe życie, jakby żywcem wyjęte z telewizyjnych reklam z lat 50. XX wieku, nie trwa jednak długo.
Fabuła Visiona jest niebanalna, a punkt wyjścia intrygujący. Przedstawienie syntezoida w nowej roli (pracujący mąż i ojciec), przeniesienie akcji na przedmieścia i niemal całkowite pozbawienie historii elementów charakterystycznych dla komiksów superbohaterskich (jak ratowanie świata i walki z superłotrami) może z początku wydawać się jedynie inteligentną zabawą konwencją, która wywołuje na twarzy szeroki uśmiech. Szybko jednak okazuje się, że komiks napisany przez Toma Kinga, do którego ilustracje stworzyli Gabriel Hernandez Walta oraz Michael Walsh, to coś więcej.
Vision to przejmujący dramat o samotności, niezrozumieniu, poszukiwaniu akceptacji. Całość mocno podszyta jest fatalizmem – wszakże od samego początku przeczuwamy, że piękny sen Visiona o normalnym życiu nie może się spełnić, a przekonujemy się o tym z każdą przewróconą stroną równie boleśnie, co sam bohater. Lekturze towarzyszy mnóstwo pytań (o naturę związków, granice naszej tolerancji czy to, jak powinno wyglądać idealne, szczęśliwe życie), King nie udziela jednak wszystkich odpowiedzi i każe czytelnikowi szukać ich na własną rękę. Właśnie to sprawia, że do Visiona wraca się myślami jeszcze długo po odłożeniu komiksu na półkę. O ilu głównonurtowych komiksach superbohaterskich z ostatnich lat można coś takiego powiedzieć...?
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz