Historia Królestwa Traw przywodzi mi na myśl amerykańskie kino pierwszej połowy lat siedemdziesiątych. Z jednej strony przypomina swym klimatem obrazy w rodzaju Restauracji Alicji Arthura Penna. Oto grupa wyrzutków osiedla się gdzieś na zapomnianym przez wszystkich obszarze. Bohaterowie przed przybyciem do Królestwa nie znali się. Łączy ich potrzeba ucieczki przed dawnym życiem. Tak oto powstaje fascynujące miejsce, pełne barwnych bohaterów, funkcjonujące na własnych zasadach i będące poza prawem Stanów Zjednoczonych.
Biesiadny klimat filmu Penna szybko może zmienić się jednak na krwawą jatkę znaną z finałów filmów Sama Packinpaha. Gdy żona szeryfa z pobliskiego miasteczka ucieka od niego i szuka schronienia w Królestwie, nikt nie będzie szykował się na pokojowe negocjacje. Wszyscy spokojnie zaczną ładować broń.
Rozwiązanie sytuacji jest jednak tylko wstępem do większej historii, w której centrum znajduje się niewyjaśniona śmierć sprzed lat. Każdy mieszkaniec jest podejrzany, większość z nich skrywa też jakąś tajemnicę. Scenarzysta Matt Kindt sprawnie żagluje gatunkami. O ile pierwszy tom to rasowy sensacyjniak, który powoli szykuje nas na ostateczną konfrontację, drugi staje się kryminałem w rodzaju Klute Alana J. Pakuly. Atmosferę da się kroić nożem, a nieufność szybko udziela się wszystkim mieszkańcom tytułowej komuny. Nawet prowadzący sprawę bracia Bruce i Robert nie znajdują się poza kręgiem podejrzanych.
Klimat Królestwa Traw dopełniają piękne ręcznie malowane rysunki Tylera Jenkinsa. Pozornie niechlujne, często groteskowe, z kolorami wychodzącymi poza kontury, tworzą obrazy przywodzące na myśl te ze starych telewizorów, na ekranie których poznawałem klasyki kina. Serduszko bije szybciej, a ja czekam na więcej – bo drugi tom zdaje trudny egzamin i udowadnia, że twórcom starczyło pomysłów na dużo więcej, niż ekscytujący początek.
8/10
Dwa tomy Grass Kings ukazały się nakładem wydawnictwa Non Stop Comics.
Autor recenzji: Jakub Izdebski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz