W
przedmowie do Podwodnego spawacza
Damon Lindelof porównuje komiks Jeffa Lemiere'a do kultowej Strefy
mroku. Antologia grozy liczy już
cztery serialowe inkarnacje (1959-1964, 1985-1989, 2002-2003,
najnowsza wersja, której gospodarzem jest Jordan Peele,
zadebiutowała w amerykańskiej TV zaledwie kilka dni temu).
Uzupełniają je dwa filmy kinowe (wśród twórców znaleźli się
Steven Spielberg i George Miller), a także cała sieć
rozbudowujących uniwersum paratekstów. Zderzenie normalnego z
niesamowitym to zabieg, który wciąż ma potencjał na opowiadanie
fascynujących historii z pogranicza grozy. Podwodny
spawacz jest tego najlepszym
przykładem.
Jack
Joseph miesza w nadmorskim miasteczku z żoną i oczekuje narodzin
pierwszego syna. Przyjście na świat potomka napawa go licznymi
obawami. Ucieka w wir pracy na platformie wiertniczej, a w morskiej
głębinie doświadcza czegoś, co wywraca jego racjonalny ogląd
rzeczywistości do góry nogami. Wysłany na przymusowy urlop, ucieka
z domu i ponownie nurkuje, by skonfrontować się z własnymi lękami,
szukając odpowiedzi na dnie oceanu.
W
Podwodnym spawaczu JeffLemire żeni opowieść obyczajową z sennym koszmarem. Historia
dzieje się na dwóch płaszczyznach czasowych, które wzajemnie się
przenikają i uzupełniają, a prezentowane co jakiś czas sceny
retrospekcji powoli odkrywają przed nami skomplikowany charakter
tytułowego spawacza. To opowieść o strachu, smutku i rodzinnych
traumach, dawno rozdrapanych ranach, które nigdy się nie zagoiły.
To też historia o zawiedzionych nadziejach, wypartych wspomnieniach,
które wpływają na nasze teraźniejsze życie. By ułożyć swoje
sprawy z żoną, Jack Joseph będzie musiał zanurkować we własną
przeszłość i skonfrontować się z ojcem.
Lemire
jest świetnym narratorem. Wie jak opowiadać zajmująco, by ani na
chwilę nie stracić uwagi czytelnika i w którym momencie pokazać
retrospekcję, by kolejne elementy układanki wskoczyły na właściwe
miejsce. Potrafi wyważyć elementy obyczajowe i fantastyczne, by
tworzyły naturalną mieszankę. Wie kiedy dać postaciom mówić, a
kiedy pozwolić im milczeć i opowiadać historię samym obrazem. W
parze z doskonale skonstruowanym scenariuszem idzie równie udana
warstwa graficzna. Podział stron na kadry to wyższa szkoła jazdy,
a ekspresyjne dwuplanszowe rozkładówki potrafią zaprzeć dech w
piersi. Dzięki niezwykłej płynności w prezentowaniu następujących
po sobie kadrów, scen i rozdziałów, strony Podwodnego
spawacza przewracają się same
– zatopiony w lekturze, ze zdziwieniem zauważyłem, że ta nagle
dobiegła końca...
Najnowszy
na polskim rynku komiks Jeffa Lemire'a wywarł na mnie ogromne
wrażenie. Podczas lektury niemal słyszałem szum fal, śpiew morza
i czułem na skórze słoną bryzę. Kibicowałem bohaterowi, wraz z
nim schodząc na dno oceanu i konfrontując się z jego osobistymi
lękami. Po zamknięciu komiksu, tytuł wydawnictwa KBOOM zostawił
mnie z poczuciem dojmującego smutku i niepokoju. Podwodny
spawacz to jeden z tych albumów,
do których będę wracał myślami, nie tylko dlatego, że to
świetnie opowiedziana i narysowana historia, ale również dlatego,
że niektórych jej elementów po prostu nie uda mi się już
wyrzucić z głowy.
9/10
Album Podwodny spawacz ukazał się nakładem wydawnictwa
KBOOM.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz