> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

środa, 10 kwietnia 2019

Sambre [Bernard Yslaire, Balac] - recenzja

W „Sambre” szaleństwo idzie w parze z wielką miłością, zdrada rodzi morderstwo, a tajemnica zamożnego rodu miesza się z krwawymi wydarzeniami historycznymi. Autorzy, Bernard Yslaire (scenariusz i rysunki) i Balac („współpraca autorska przy tomach 1-2”), zabierają czytelnika do czasów rewolucji 1848 roku, a część akcji rozgrywa się na ulicach Paryża podczas Wiosny Ludów. Śledzimy losy Bernarda, który trawiony wielkim uczuciem wyrusza na poszukiwanie zakazanej miłości i jest gotów poświęcić dla niej dobre imię rodu Sambre.



Romans historyczny rządzi się swoimi prawami. Dużo tu nadętych dialogów i wielkich, dramatycznych gestów, które mają podkreślać trudną sytuację bohaterów i pokazać, jak sprzeczne emocje targają ich zmęczone dusze. Stylizacja stylizacją, ale mnie ten nadmiar zwyczajnie męczył – kadry są przeładowane dramatycznymi przemowami, ale przez większość czasu zupełnie nie czułem powagi całej sytuacji, ani stawki, o jaką toczy się gra. Zakazana miłość i mroczne tajemnice zamożnego rodu to klisze, wokół których kręci się fabuła „Sambre”, a użalające się nad sobą postacie nie wnoszą do nich ożywczej energii. Komiks nabiera rozpędu w połowie, gdy zmienia się sceneria, pojawiają się nowe postaci, akcja toczy się kilkoma równoległymi torami, a czytelnik wreszcie ma szansę uwierzyć w bohaterów i ich pobudki.

Polskie wydanie „Sambre” to zbiór czterech albumów, które razem stanowią zamkniętą całość, a jednocześnie są zaledwie elementem większej układanki – rodzinnej sagi rozpisanej na wiele pokoleń (o których przeczytamy w aż trzech odpryskowych albumach pod wspólnym tytułem „Wojna Sambre’ów”). Założenia serii są intrygujące, jednak sposób wprowadzenia ich w życie zupełnie do mnie nie przemawia. Bernard Yslaire nie zna umiaru, nie potrafi się pohamować w nadmiernej stylizacji, a cierpi na tym zarówno dramaturgia, jak i realizm przedstawionej historii. „Sambre” nie jest komiksem złym, jednak po skończonej lekturze pozostaje niesmak – dla dobra czytelników jakiś redaktor powinien przytemperować epigońskie zapędy autora.

6/10

Brak komentarzy: