Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. W dwunastym tomie “Invincible” przyjdzie nam się pożegnać z przygodami Marka Graysona, a także prawdopodobnie jednym z najlepszych komiksów superbohaterskich we wszechświecie. Jak wypada finał superbohaterskiej telenoweli?
Wszystko zmierzało do tego momentu - wątki rozsiane po wcześniejszych tomach tutaj znajdują kumulację. Nadszedł czas na ostateczne starcie między siłami Koalicji Planet a niedobitkami Imperium Vilturmian oraz rozwiązanie kwestii Robota. Wojna będzie szybka i krwawa. Jak to u Kirkmana - nie zabraknie kilku zaskoczeń, jak i sporej dawki emocji. Scenarzysta nie zwalnia tempa ani nie obniża poziomu. Nad wydarzeniami unosi się widmo końca. Podczas lektury czuć, że przyjdzie nam pożegnać się z bohaterami, których przygody śledziliśmy przez 144 zeszyty.
Scenarzysta błyskotliwie korzysta z superbohaterskich archetypów i dostosowuje je do swojej historii. Dzięki temu - niczym w seriach ciągniętych przez kilkaset numerów - pod koniec następuje symboliczna “zmiana warty”. O ile taki zabieg często jest wymuszony spadkiem sprzedaży i potrzebą odświeżenia, tutaj następuje całkiem naturalnie i stanowi ładną klamrę dla historii Marka Graysona.
Ostatni tom “Invincible” stoi na równie wysokim poziomie co poprzednie części. Dumnie brzmiące hasło “Prawdopodobnie najlepsza seria superbohaterska we wszechświecie” nie jest ani trochę przesadzone. W dwunastu tomach Robert Kirkman wraz z niesamowitymi rysownikami - Corym Walkerem i Ryanem Ottleyem - udowodnił, że da się stworzyć porywającą historię korzystając z oklepanych motywów. Wystarczy odrobina talentu i chęci.
8/10
1 komentarz:
Bardzo się ciesze, że ostatni tom nie zawiódł oczekiwań.
Prześlij komentarz