> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 3 lipca 2015

Biały Wilk w komiksowych kadrach cz.3 – The Witcher: House of Glass

Tekst został napisany w sierpniu 2014 roku, przed dzisiejszą publikacją został nieznacznie zaktualizowany.

W dwóch poprzednich częściach artykułu o komiksowych wcieleniach Wiedźmina opisałem polskie komiksy z tym bohaterem. W ostatnim tekście przyjrzę się bliżej wydawanej od marca 2014 roku, pięcioczęściowej mini-serii z Ameryki – The Witcher: House of Glass.




Podczas jednej ze swych podróży Geralt spotyka Jakuba, którego żona Marta zmieniła się w potwora. Mężczyźni wspólnie ruszą na poszukiwania ukochanej, przemierzą Czarny Las, gdzie mieszka Cmentarna Baba, i trafią do niezwykłego Domu ze szkła. Niekończące się korytarze, pełne tajemnic pokoje i przeklęci mieszkańcy sprawią, że wiedźmin będzie miał pełne ręce roboty.

Za scenariusz komiksu odpowiada Paul Tobin, artysta w Polsce prawdopodobnie zupełnie nieznany (a przynajmniej: nigdy wcześniej niewydany), natomiast zza wielką wodą nagrodzony najbardziej prestiżową nagrodą, jaką może dostać komiksiarz: Eisnerem za Bandette. Wyróżnionego komiksu nie miałem okazji czytać, podejrzewam, że musi być nietuzinkowy, zastanawiam się natomiast, jak Tobin podszedł do tematu komiksowego Wiedźmina.

Niestety mam podstawy sądzić, że Tobin potraktował przygody naszego herosa jak zwykłą fuchę, nieźle płatny przerywnik między, prawdopodobnie, bardziej ambitnymi, autorskimi projektami. House of Glass, choć wydawany przez Dark Horse Comics, to przede wszystkim komiks mający na celu promocję zbliżającej się gry. Podobnie wyglądała sytuacja z Racją Stanu, o której pisałem ostatnio, jednak – w przeciwieństwie do dzieła Gałka, Klimka i Pollera – w amerykańskim komiksie trudno szukać choćby krzty miłości, jaka została przelana w komiks Polaków.

Scenariusz jest w gruncie rzeczy prosty, a twist fabularny na koniec dość przewidywalny. Komiks czyta się bez większych emocji, dialogów jest dużo i nie są najwyższych lotów. Wiedźmin opowiada anegdoty i żarty, które nie dość, że nie śmieszą, to i w ogóle do niego nie pasują. Sam Geralt jest jakby wyprany z charakteru – nie jest to łowca potworów, jakiego znamy z książek czy gier, a zwykły zabijaka, który więcej mówi, niż robi. Zamiast używać miecza, woli strzelać Znakami na lewo i prawo, niczym Goku albo Vegeta w Dragon Ballu. Obcując z takim Wiedźminem przy lekturze komiksu miałem nieodparte wrażenie, że scenarzysta nie zrobił należytego reserachu przed pisaniem jego przygód, a co najwyżej rzucił okiem na projekty postaci i dowiedział się, że Wiedźmak robi mieczem i używa Znaków.

Cały scenariusz rozpisany jest na pięć części, mimo to mało się w komiksie na dobrą sprawę dzieje. Dużo tu ględzenia, a jeśli pojawi się w końcu jakaś akcja, to jest mało emocjonująca. Niemniej, podobał mi się pomysł z domem pełnym tajemniczych pokoi i opętanych mieszkańców, lubię podobne scenerie. Klimat miejscami był umiejętnie budowany, a zamknięcie większej części akcji w tytułowym budynku potęgowało klaustrofobiczne wrażenie. Również zakończenie, wyjaśnienie nagromadzonych tajemnic, choć dla wielu może być oklepane, zostało przedstawione na tyle umiejętnie, że czytało się je z wypiekami na twarzy.

Joe Querio zajął się stroną graficzną Domu ze szkła. Jest to sprawna, rzemieślnicza robota. Doskonale widać inspiracje stylem Mike’a Mignoli (twórcy Hellboya, jednego z najpopularniejszych bohaterów z wydawnictwa Dark Horse) – skromne w liczbie detale, podobne kadrowanie (sporo małych kadrów, skupionych na niemających znaczenia detalach, które umiejętnie spowalniają akcję i nadają całości niesamowitego klimatu), posługiwanie się cieniem. Jest to zapewne spowodowane świadomą decyzją twórczą, zresztą doskonale uzasadnioną – Wiedźmin i Hellboy mogliby wspólnie polować na czarownice. Niestety nawet w tym niechlujnym z założenia stylu czasem widać pośpiech i niedopracowanie. Scenom akcji brakuje dynamizmu, z drugiej strony niektórym kadrom trudno odmówić idealnego, posępnego klimatu.

W listopadzie zeszłego roku ukazała się polska edycja komiksu, którego wydawcą został w naszym kraju Egmont, na rynku dostępne jest również słuchowisko na jego podstawie od Sound Tropez. Autorzy komiksu pracują obecnie nad jego kontynuacją pod tytułem Fox children – fabuła bazuje tym razem nie na autorskim pomyśle a na opowiadaniu Sapkowskiego ze zbioru Sezon Burz, w czym upatruję powodzenia projektu.

Dom ze szkła, finalnie wypada nieźle, choć w porównaniu do reszty oficjalnych produktów z wiedźmińskiego świata sprawia wrażenie fanfika pisanego na kolanie. To po prostu kolejna błaha historia o „nawiedzonym domu”, gdzie przypadkowo głównym bohaterem jest nasz Wiedźmin. W przeciwieństwie do opowiadań czy gier, do komiksu Amerykanów już raczej nie wrócę. Choć całość może miejscami bronić się klimatem nie jest to nic nadzwyczajnego, za kilka dni pewnie w ogóle wyleci mi z głowy. To pozycja przeznaczona głównie dla najbardziej oddanych fanów Białego Wilka. Pozostałym polecam sięgnięcie po wcześniejsze komiksy, powtórne przeczytanie opowiadań albo spędzenie kilku miłych chwil z parodią Wiedźmun: Dwie wieże funduszu emerytalnego Tomasza Samojlika. Przynajmniej można się pośmiać.

Brak komentarzy: