> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

sobota, 30 grudnia 2017

Jumanji: Przygoda w dżungli

Zbieram się do tego wpisu jak pies do jeża. A filozofii nie ma - Jumanji: Przygoda w dżungli to kawał porządnego kina rozrywkowego. Daje sporo frajdy i jest szczere - nie aspiruje do bycia czymś więcej niż niezobowiązującą zabawą zakończoną oczywistym morałem, którą śledzi się z przyjemnością i uśmiechem na twarzy.
 



Nielicząc dość topornej klamry, rozgrywającej się w normalnym świecie i prezentującej stereotypowe wizerunki głównych bohaterów, nowe Jumanji może pochwalić się zawrotnym tempem. Nie ma tu miejsca na nudę - albo ciągle coś się dzieje, albo mamy okazję lepiej poznać bohaterów, których przekomarzanki dodają filmowi Jake'a Kasdana uroku. Dużo mówią też po postaciach: grupce niedopasowanych nastolatków, którzy muszą odnaleźć się w nowych ciałach. Zahukany nerd ma teraz aparycję i pewność siebie The Rocka Johnsona, a szkolna piękność została zamknięta w skórze Jacka Blacka. Wynikające z tego komplikacje są siłą napędową sporej części gagów i żartów (nie wszystkie są jednak trafione, ten o genitaliach wywołał u mnie konsternację - dla dzieci wydaje się nieodpowiedni, a dla dorosłych jednak zbyt infantylny).

Postaci są zgrabnie napisane (przechodzą dość oczywistą drogę do poznania samych siebie i wiary w siłę przyjaźni, jednak da się w ich przemianę uwierzyć), a kreacje aktorskie dopełniają ich komicznej wartości. Widać, że zarówno The Rock, jak i Karen Gillan świetnie się bawią i ich wygłupy na ekranie ogląda się z przyjemnością. Nie ukrywam zresztą, że to właśnie były zapaśnik sprawił, że w ogóle dodałem nowe Jumanji na swoją listę filmów do obejrzenia.

Tak, jak aktorzy bawią się rolami, tak twórcy filmu z przymrużeniem oka korzystają z mechanik gier komputerowych. Nowe Jumanji to już nie stara planszówka, a stara konsola z lat 90. Samoświadomość produkcji jest jej kolejnym atutem i pewnie wszyscy gracze, niezależnie czy cisną w Horizon Zero Dawn na nowym PS4 czy pamiętają czasy Pegazusa odnajdą tu doskonale znajome elementy potraktowane z dystansem.

Wspomniałem o żartach, które nie do końca mnie przekonały, muszę więc też wspomnieć o kwestii dubbingu i tłumaczenia. Dziwi decyzja dytrybutora o wprowadzeniu filmu do kin bez wersji z polskimi napisami. Czekam na wydanie DVD, bo jestem pewien, że z oryginalną ścieżką dźwiękową film będzie jeszcze lepszy. Przyczepię się natomiast do tłumaczenia. Skoro w zamyśle dystrybutora film jest kierowany do najmłodszych (na seansie, który dane mi było oglądać 80% widowni to były dzieci z podstawówki), to razi mnie nagromadzenie w dialogach niedpowiednich, moim zdaniem, dla dzieci wyrażeń. Często z ekranu da się słyszeć "w mordę", "gówno" czy "kurde" stosowane jako przecinki - mnie osobiście takie słownictwo wręcz wybijało z rytmu oglądania i miałem wrażenie, że nie powinno się tu znaleźć. Trochę tak, jakby tłumaczowi zostało trochę miejsca w dialogach i musiał je czymś zapełnić.

Mimo wszystko seans Jumanji: Przygody w dżungli okazał się dużym zaskoczeniem. Jeśli przetrwacie toporny prolog i nie przeszkadza Wam doskonale znana puenta, to środkowe akty filmu powinny dać Wam trochę dziecięcej radości. To solidna przygodówka, w której humor i akcja mieszają się ze sobą we właściwych proporcjach, bohaterów trudno nie polubić, a o braku oryginalności szybko się zapomina, gdy tylko damy się porwać Przygodzie.
 
7/10

2 komentarze:

gin pisze...

Widziałam reklamę w kinie i mam ochotę obejrzeć :) Uwielbiam stare "Jumanji"; lubię takie lekkie filmy, gdzie można się pośmiać, odprężyć i na chwilę zapomnieć, że jutro trzeba wstać na trzecią do pracy... ;)

Dagmara Fafińska pisze...

Świetnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.