Często ma się dobrą rzecz na wyciągnięcie ręki, ale z niewiadomego powodu nie sięga się po nią. Pierwszy tom Descendera od Mucha Comics znajdował się na mojej kupce wstydu kawał czasu i – sam do końca nie wiem dlaczego – bardzo długo nie trafił na jej szczyt. W końcu jednak zabrałem się za lekturę. Skończyłem za jednym zamachem i sam nie mogłem się nadziwić – dlaczego nie przeczytałem tego wcześniej?
Komiks Jeffa Lemire’a i Dustina Nguyena opowiada o Timie-21 – robocie o wyglądzie i emocjonalności jedenastoletniego chłopca. Bohater wybudza się z dziesięcioletniego uśpienia w opuszczonej kolonii kopalnianej. W czasie, gdy on był nieaktywny, ludzkość została zaatakowana przez ogromne mechanizmy zwane Żniwiarzami. Ofiary liczone były w milionach, a część ocalonych obarczyła winą roboty, doprowadzając do rzezi istot nieorganicznych. Wkrótce okazuje się, że kod Tima-21 jest identyczny z tym Żniwiarzy, co czyni go celem różnych grup – od Rady Galaktyki, przez chcących go przetopić bandytów, aż po ocalałe roboty. On sam natomiast szuka członków swojej ludzkiej rodziny – matki oraz brata Andy’ego.
Fabuła Descendera zdaje się nie zapowiadać niczego wyjątkowego. Żniwiarze chcący zniszczyć życie organiczne? Mass Effect już to zrobił. Chłopiec robot szukający rodziny? Było w A.I.. Pytanie o to, czy androidy śnią o elektrycznych owcach? Ktoś już je zadał. Pozornie wszystko to wtórne, ale jednak ujmuje. Lemiere nie pierwszy raz sięga po wyeksploatowane wątki, by zrobić z nich coś wyjątkowego. Tak samo zrobił przecież z mitem superbohaterskim w Czarnym młocie. Tamten komiks miał jednak spory ładunek ironiczny wobec gatunku, na którym bazował.
Natomiast Descender nie ma na celu zabawy z konwencją. To poruszająca opowieść skupiona przede wszystkim na bohaterach i ich emocjach. Co zabawne to syntetyczne postaci – Tim-21 oraz towarzyszący mu szczekobot Zbój i robot górniczy Wiertacz – wydają się bardziej ludzcy od swych organicznych, skrywających uczucia towarzyszy. Emocjonalny ton opowieści podkreślają piękne rysunki Dustina Nguyena. Artysta często ograniczał paletę barw do czerni, bieli i szarości, nadając opowieści senny charakter. Sprawdza się on idealnie, ponieważ większość wydarzeń obserwujemy z punktu widzenia Tima-21. Chwile niebezpieczeństwa wydają się więc przywołaniem sennych koszmarów, a wspomnienia sprzed deaktywacji – miłym powiewem nostalgii.
Podsumowanie będzie krótkie – kto nie czytał, niech nadrobi jak najszybciej. Tymczasem ja czekam z niecierpliwością na drugi tom.
9/10
Autor: Jakub Izdebski
Descender, tom 1: Blaszane gwiazdy ukazał się nakładem wydawnictwa Mucha Comics.
Descender, tom 1: Blaszane gwiazdy ukazał się nakładem wydawnictwa Mucha Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz