> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 18 czerwca 2018

Daredevil. Nieustraszony, tom 2 [Bendis, Maleev] - recenzja

W drugim tomie serii Daredevil. Nieustraszony scenarzysta Brian Michael Bendis kontynuuje swą ambitną wizję. Na scenie pojawia się dawna kochanka Murdocka, Czarna Wdowa, a do Nowego Jorku powraca Kingpin z zamiarem odzyskania swojego przestępczego imperium. Intryga się zagęszcza, wątki splatają, a czytelnik coraz bardziej wsiąka w tę pełną smutku opowieść o niewidomym obrońcy Hell’s Kitchen.



Murdock to postać niczym z greckiej tragedii – los co chwilę rzuca mu kłody pod nogi, a wszechświat rechocze widząc, jak ten boleśnie ląduje na ziemi i z trudem się podnosi. Nie ma chyba w komiksach superbohaterskich bardziej umęczonego protagonisty. Daredevil obrywa z każdej możliwej strony: ponosi porażki jako zamaskowany heros (wciąż wypomina sobie śmierć ukochanych kobiet) oraz jako osoba publiczna (jego tajna tożsamość wychodzi na jaw, a błyskotliwa kariera prawnika zostaje poddana w wątpliwość), męczy go sumienie i poczucie bezsilności, bo niezależnie jak bardzo by się nie starał, to w końcu coś i tak idzie nie po jego myśli. Taki Daredevil budzi współczucie, ubabrany w codzienność, niepotrafiący zapanować nad własnym życiem, ale jednocześnie jego determinacja, by przeć na przód mimo przeciwności, wzbudza szacunek. To bohater z krwi i kości, z poharatanym życiorysem i pokaźną kolekcją blizn.

Jak nie trudno zauważyć po lekturze powyższego akapitu, najbardziej w Daredevilu. Nieustraszonym podoba mi się kreacja głównego bohatera, tak inna od wszystkich nudnych, nieskazitelnych herosów, których wielkie problemy znikają jak za dotknięciem magicznej różdżki, gdy jest to wygodne dla scenarzysty. Zarówno Bendis, jak i rysownik, Alex Maleev (wspomagany przez kilku wyjadaczy w jubileuszowym, 50. numerze serii), wchodzą tu na wyżyny swoich możliwości, tworząc przejmujący dramat w sosie noir.

Daredevil. Nieustraszony działa na wyobraźnię. Upodlony bohater, zwarta, niespiesznie rozwijająca się intryga, mroczna i realistyczna warstwa graficzna i dialogi. Tych ostatnich jest czasem naprawdę sporo, postaci mówią jednocześnie, przekrzykują się, wchodzą sobie nawzajem w słowo – warto zwrócić uwagę, jak dymki z tekstami są rozmieszczone na planszy, w jaki sposób łączą kadry. Czytelnik intuicyjnie przeskakuje pomiędzy kolejnymi kwestiami, a sceny gadane stają się dynamiczne, ani przez chwilę nie nudzą, nie przytłaczają ilością tekstu, dzięki pomysłowemu rozmieszczeniu dymków mają doskonały rytm. Słowny ping-pong w wykonaniu Bendisa śledzi się równie chętnie, co brutalną walkę na pięści między Diabłem z Hell’s Kitchen a jego odwiecznym wrogiem, Bullseye’em. A to już wyższa szkoła jazdy.

9/10

Brak komentarzy: