W piątym tomie "Daredevila Nieustraszonego”, a drugim pisanym przed Eda Brubakera i rysowanym przez Michaela Larka, Matt Murdock musi stawić czoła Gladiatorowi, którego opętała niepowstrzymana żądza zabijania. Jednocześnie małżeństwo niewidomego prawnika wisi na włosku, a on sam ponownie zostaje zmuszony do przekroczenia pewnych granic. Z kolei tom szósty to najpierw kryminalne śledztwo w sprawie dzieciobójcy i niewinnego człowieka osadzonego w celi śmierci, a następnie potyczka z Dłonią i powrót Kingpina, a więc iście spektakularne zwieńczenie całego runu.
W obu tomach dzieje się sporo, ale Brubaker w natłoku akcji ani na chwilę nie zapomina o swoim bohaterze. Prywatne sprawy Murdocka, jego bezsilność wobec przytłaczającej codzienności, wybrzmiewają nawet dosadniej niż kłopoty, którym musi stawić czoła jako zamaskowany obrońca Hell's Kitchen. Właśnie to wyróżniało zarówno historie pisane przez Bendisa, jak i te spod pióra Brubakera, i cieszę się, że scenarzysta dalej potrafi porywająco pisać o ludzkim nieszczęściu, tworząc jednocześnie wiarygodne portrety psychologiczne niewidomego prawnika i jego przyjaciół. Murdock nie jest już na dnie, bo tam był w runie Bendisa i nieważne jak bardzo starałby się Brubaker, to i tak nie mógłby przebić tego, co wymyślił jego poprzednik. A przynajmniej nie bez popadania w karykaturę. Wydaje się, że scenarzysta doskonale zdaje sobie z tego sprawę i dlatego zrzuca na bohatera mniejsze problemy, które i tak skutecznie zaprzątają jego myśli (użala się on tu nad sobą nieco bardziej niż zwykle, co może niektórym przeszkadzać), a czytelnikowi serwują emocjonalny rollercoaster. Jednocześnie wszystko to zgrabnie uzupełnia się z warstwą superbohaterską komiksu, fabuła poprowadzona jest sprawnie, stawka jest duża, a szorstkie rysunki Michaela Larka sprawiają, że całość nabiera brutalnego, realistycznego charakteru.
Konkluzja runu Eda Brubakera jest tyleż zaskakująca, co zasmucająca dla czytelnika. Zaskakująca, bo stawia Murdoka w zupełnie nowej sytuacji, która ponownie wywraca całe jego życie (a przynajmniej to, co z niego zostało) do góry nogami. Smutek odczują natomiast ci, którzy wiedzą, jak potoczyły się dalsze losy Śmiałka pod batutą nowego scenarzysty – run Andy'ego Diggle'a do „Daredevila” uznawany jest przez czytelników za najgorszy, odkąd serię przejął Bendis na początku XXI wieku. Wydawnictwo Egmont chyba zdaje sobie z tego sprawę, bo zamiast kontynuacji serii wydaje „Daredevila” Franka Millera. Stawia więc na bezpieczną klasykę, która odcisnęła piętno zarówno na Bendisie, jak i Brubakerze. Szkoda, że jeden z najlepszych komiksów superbohaterskich w historii Marvela właśnie dobiegł końca. Z chęcią jednak do niego wrócę, bo te sześć tomów to komiksowa ekstraklasa, nawet jeśli Brubaker nie dorównuje poziomem Bendisowi.
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz