> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 2 września 2019

Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz

Swoją przygodę z Marvelem Ed Brubaker zaczął od doskonale przyjętego i trwającego aż osiem lat runu do „Kapitana Ameryki”. Tonacyjnie komiks bardzo przypomina inne dokonania Brubakera, Steve'a Eptinga i Michaela Larka. Z pierwszym rysownikiem scenarzysta zrobił świetne „Velvet”, z drugim przejął „Dardevila” po Michaelu Brianie Bendisie. W „Zimowym Żołnierzu” znów jest mrocznie, ponuro i realistycznie, a wielowątkowa szpiegowska intryga to zaledwie wstęp do dużo większej historii.



Steve Rogers nigdy do końca nie odnalazł się w nowej rzeczywistości po tym, jak został wybudzony z lodu po kilkudziesięciu latach hibernacji. Teraz jego świat zostaje wywrócony do góry nogami. Generał Łukin wchodzi w posiadanie Kosmicznej Kostki, w sprawę zamieszany jest Red Skull, a na domiar złego Kapitanowi przyjdzie zmierzyć się z legendarnym sowieckim zabójcą, Zimowym Żołnierzem. Ponadto bolesne wspomnienia z czasów II Wojny Światowej jeszcze nigdy nie były tak realistyczne.

W 2019 roku tożsamość Zimowego Żołnierza raczej nie będzie dla nikogo zaskoczeniem. Film braci Russo z 2014 roku czerpie całymi garściami z komiksu Brubakera. Podobnie zawiązuje fabułę i zmierza do zbliżonej konkluzji, bezpośrednio cytuje również ikoniczne sceny („Who the hell is Bucky?!”), jednak prowadzi opowieść swoimi torami. Nie będę tu wymieniał różnic i podobieństw, tę przyjemność pozostawiam miłośnikom MCU, którzy zdecydują się sięgnąć po komiks. A zrobić to naprawdę warto, bo „Zimowy Żołnierz” to wielowątkowa intryga szpiegowska, która trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony.

Tak naprawdę mało tu superbohaterstwa – większość akcji dzieje się w ciemnych korytarzach, wśród spiskowców lub agentów otrzymujących tajne zadania. Nie brakuje oczywiście dynamicznej akcji, jednak klimat zagrożenia i niepokoju jest dominujący podczas lektury. Równolegle do wydarzeń ze współczesności, śledzimy retrospekcje, które odsyłają nas do wojennych przygód Kapitana. Te zresztą jeszcze bardziej uwypuklają targające nim uczucia. Nie jest to może równie tragiczna postać co Matt Murdock, jednak dramatyczny rys jest wiarygodny i nadaje postaci głębi.

„Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz” to komiksowy bestseller, który nawet 15 lat od premiery czyta się z zapartym tchem. Duża w tym zasługa nie tylko sprawnie prowadzonej narracji (cliffhangery zostały odmierzone z chirurgiczną precyzją, retrospekcje pogłębiają współczesną warstwę historii, bohaterom nie można odmówić charakterologicznego skomplikowania), ale również rysunków – realistycznych i utrzymanych w mrocznej tonacji, podkreślających posępny charakter opowieści i świetnie rozplanowanych na planszy (sceny akcji potrafią zachwycić dynamicznym kadrowaniem, a „gadające głowy” nie są ani przez chwilę nużące). To jeden z tych komiksów superbohaterskich, który da frajdę zarówno fanom gatunku, jak i osobom, które omijają tego typu historie. Z niecierpliwością wypatruję kolejnego tomu.

8/10

Komiks „Kapitan Ameryka, tom 1: Zimowy Żołnierz” ukazał się nakładem wydawnictwa Egmont Polska.

Brak komentarzy: