> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

sobota, 12 marca 2022

Adaptacje literatury. Rzeźnia numer pięć - recenzja

Komiksowa adaptacja “Rzeźni numer pięć, czyli krucjaty dziecięcej” to chwalebny przykład nie tylko udanej komiksowej adaptacji literackiego arcydzieła, ale również historii, która zyskuje w nowym medium. Odpowiedzialni za scenariusz Ryan North i rysunki Albert Monteys nie tylko podążają śladami Kurta Vonneguta, ale również wykorzystują możliwości komiksu, wzbogacając znaną historię.



Billy Pilgrim podróżuje w czasie. Przenosi się z pełnych okrucieństwa czasów wojny do spokojniejszego życia wiele lat później. Jednocześnie twierdzi, że został porwany przez kosmitów, którzy pokazali mu co dzieje się z człowiekiem po śmierci. Billy Pilgrim jest wyrwany z rzeczywistości, zagubiony w czasie, a jego fascynującą i pełną dygresji wędrówkę przez kolejne etapy życia (niekoniecznie w kolejności chronologicznej) śledzi czytelnik. Podobnie jak literacki pierwowzór, tak i komiks jest opowieścią niekiedy zabawną, ale przez większość czasu wstrząsającą, ukazującą okropieństwa i bezsensowność wojny. Zdarza się.

Kurt Vonnegut, autor powieści na której bazie powstał komiks Norha i Monteysa, powiedział, że jego książka jest „krótka i popaprana, bo o masakrze nie sposób powiedzieć nic inteligentnego”. Podobne zdanie da się przypisać komiksowej adaptacji. To komiks o mocno antywojennej wymowie, który pokazuje jak niewielkie znaczenie ma ludzkie życie. Jednocześnie ukazuje jego piękno i absurdalność. A także wpływ, jaki na ludzki umysł ma wojna. To piętno, od którego nie sposób uciec, które powraca raz za razem, w najmniej spodziewanych momentach.

Fragmentaryczność i brak związku przyczynowo-skutkowego w fabule może być wyjaśniona “zagubieniem w czasie” i wyjątkowymi zdolnościami głównego bohatera. Równocześnie taka a nie inna struktura narracyjna przywodzi na myśl sposób, w jaki działają wspomnienia, oraz mechanizm obronny ludzkiego mózgu. Gdy tylko bohater wraca myślami do traumatycznych wydarzeń z bombardowanego Drezna, jego mózg nasuwa mu szczęśliwe wspomnienia z obchodów rocznicy małżeństwa, wspomnienie żony budzi jednak skojarzenie z jej tragiczną śmiercią… i tak dalej.

“Rzeźnia numer pięć” doskonale sprawdza się jako komiks. Bliźniacze kadry pozwalające na przeskoczenie z jednej rzeczywistości do drugiej, różne style obrazujące inne fragmenty wspomnień, beznamiętna narracja podsumowująca kolejne bezsensowne zgony w zestawieniu z barwną stroną wizualną - to wszystko sprawia, że historia Vonneguta zyskuje w wydaniu komiksowym coś, czego nie dało się pokazać w oryginale. I właśnie dlatego po album ten powinni sięgnąć zarówno fani pisarza, jak również czytelnicy, którzy wcześniej nie mieli okazji spotkać się z prozą Vonneguta.

8/10

Brak komentarzy: