> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 1 marca 2022

Batman Imposter - recenzja

Tuż przed premierą filmu “Batman” Matta Reevesa na sklepowe półki trafił album “Batman Imposter” z wydawnictwa Egmont. Reżyser zapowiedział, że jego trzygodzinne widowisko skupiać się będzie na pracy detektywistycznej Nietoperza, a wśród inspiracji wymienia “Siedem” Davida Finchera. Wszystko to sprawia, że widzowie mogą oczekiwać mrocznego, powolnego kryminału. Być może dobrym wstępem będzie lektura komiksu “Batman Imposter”, który utrzymany został w podobnym klimacie.



Batman działa w Gotham od niedawna, ale dał się poznać jako nieustraszony mściciel, który jako jedyny ma możliwości, by zaprowadzić porządek w kryminalnym półświatku miasta. Album ze scenariuszem Mattsona Tomlina rozgrywa się w nieco alternatywnej rzeczywistości względem regularnych przygód Nietoperza w uniwersum DC. To świat, gdzie Gordon został zwolniony ze służby za współpracę z Batmanem, a u boku Wayne’a nie stoi wierny Alfred. Batman musi więc działać na własną rękę. Gdy w mieście pojawia się ktoś, kto podszywa się pod bohatera i zaczyna mordować przestępców, rozpoczyna się walka z czasem i policją.

“Batman Imposter” to krótka (168 stron) i intensywna przygoda. Akcja toczy się wartko, intryga wciąga, a próba logicznego zakorzenienia zachowań Batmana w psychologicznej traumie po stracie rodziców wypada wiarygodnie. To komiks, w którym na równi liczą się zamaskowane działania Batmana na rzecz mieszkańców miasta, jego detektywistyczne poszukiwania sobowtóra i brutalne starcia z przestępcami, co wizyty Bruce’a Wayne’a u psychiatry, doktor Leslie Thompkins. “Imposter” to komiks mroczny, przedstawiający Batmana jako niezwykle inteligentnego detektywa i doskonale wyszkolonego wojownika, ale również osobę z poważnymi zaburzeniami psychicznymi. Z kolei Gotham to miasto brudne, skorumpowane, pełne dziwacznych przestępców, ale równocześnie zachowujące wciąż swą realistyczną stronę. Wizja groteskowa, ale nie przekraczająca granicy absurdu.

Album ze scenariuszem Tomlina nawet w połowie nie byłby tak fascynujący, gdyby nie fenomenalna oprawa graficzna. Odpowiada za nią włoski artysta Andrea Sorrentino - jego rysunkami zachwycałem się już przy okazji “Green Arrowa” czy serii “Gideon Falls”. Rysownik doskonale bawi się narracją komiksu, ze zwykłego ułożenia kadrów na stronie tworząc małe arcydzieła. Nie ma tu mowy o sztampowej sekwencyjności, są eksperymenty formalne, kadry zmuszające czytelnika do nieszablonowego wodzenia wzrokiem po stronach komiksu, a jednocześnie jest to narracja porywająca, która ani na chwilę nie staje się nieczytelna. Sprawnie napisana i dość kameralna fabuła w połączeniu z tak rozbuchaną warstwą wizualną dają bardzo porządny komiks o Batmanie. Warto sprawdzić.

8/10

Brak komentarzy: