> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 29 grudnia 2025

Koszmarne komando - recenzja

Bez zbędnego wstępu, bo szkoda strzępić paluchy na klawiaturze – „Koszmarne komando” poza nazwą ma niewiele wspólnego z serialem, który na początku tego roku wysmażył nam James Gunn. Jasne, akcja ma miejsce w świecie DC, a fabuła skupia się na oddziale złożonym z potworów, który otrzymuje misję samobójczą, ale to byłoby na tyle jeśli chodzi o podobieństwa.



Scenarzystą jest David Dastmalchian, czyli Kurt z serii „Ant-Man” i Polka-Dot Man z „The Suicide Squad. Legionu samobójców”. Niestety, aktor nie podpatrzył za wiele u Gunna, jeśli chodzi o budowanie relacji między postaciami. Sami bohaterowie cierpią bowiem na deficyt charakteru. Kim jest w ogóle nasza drużyna? To generyczne potwory – wampir, wilkołak, meduza, stwór Frankensteina. W fabułę wplątuje się te na chwilę czarodziejka Zatanna, ale nie ma tutaj za dużo do roboty. Natomiast antagonistą drużyny okazuje się Brainiac, który co chwilę zaznacza, że jest genialny. Szkoda, że nie znajduje to potwierdzenia na kartach komiksu. Jego plan nie ma za grosz sensu, a żeby go powstrzymać, wystarczy wysłać grupę narwańców, którzy najpierw strzelają, a potem zadają pytania.

„Koszmarne komando” chce powtórzyć schemat Gunna, który raz za razem serwuje nam opowieść o sponiewieranych życiem tułaczach, mogących razem zawiązać coś na kształt rodziny. Brakuje tutaj magii, swobody i humoru. Pozostają średnio czytelne rysunki oraz nadwyżka dymków z tekstem, które miejscami zasłaniają całą akcję. To kompletnie nijaki komiks, którego fabuła zostaje urwana w połowie i absolutnie nikt nie zmartwi się tym, że raczej nie pozna dalszych losów tytułowej grupy. Zamiast lektury polecam powtórkę serialu Gunna.

3/10

Autor recenzji: Psaj

Brak komentarzy: