> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 28 sierpnia 2015

Artykuł o Johnie Boormanie w Smokopolitan #2

W drugim numerze magazynu Smokopolitan znajdziecie mój tekst o filmach fantasy Johna Boormana. Kilka słów poświęcam więc campowemu Zardozowi z Seanem Connerym, niestrawnej kontynuacji Egzorcysty, kultowemu Excaliburowi i niezrealizowanej adaptacji Władcy Pierścieni z początku lat 70. Magazyn można pobrać za friko lub wysupłać przysłowiowego piątaka i kupić wersję papierową w sklepie wydawnictwa Gindie. W numerze również Andrzej Pilipiuk, Paweł Majka i laureat tegorocznego Zajdla, czyli Michał Cholewa - towarzystwo zacne.

 
W rozwinięciu zajawka tekstu.

Zardoz to produkcja wyjątkowa. Łatwo wieszać na niej psy za kiczowatą stylistykę: większość dekoracji to plastik i folia, a Connery przez niemal cały film biega w skórzanych butach za kolana, czerwonych majtkach, zaś jego kreacji dopełnia sumiasty wąs, bokobrody i długi warkocz. Łatwo przestraszyć się kwasowej atmosfery (znajomy nazwał film mieszanką Świętej Góry Jodorowkyego i Flasha Gordona, trudno odmówić mu racji, a gdy się chwilę zastanowić, takie połączenie jest mocno niepokojące, przez zupełną niekompatybilność). Wreszcie sama fabuła jest okropnie chaotyczna – Boorman, będący reżyserem i scenarzystą, wrzuca do Zardoza na co tylko przyjdzie mu ochota, a całość okrasza ogromną ilością nagich biustów. Linia fabularna jest dość wątła i brakuje jej wyrazistości. Większość wątków i postaci zostaje lewie zarysowana, trudno określić punkt, do którego wszystko zmierza, zaś najlepiej widoczne są nawiązania do Czarnoksiężnika z Krainy Oz i cytaty z T.S. Eliota. Podczas seansu w głowie widza rodzą się pytania, na które nie uzyskuje odpowiedzi. Nie można jednak Zardozowi odmówić campowej wymowy i sporej dawki oldschoolowego uroku, które ratują produkcję w końcowej ocenie. 



Ostatnio na blogu:

1 komentarz:

Tomek pisze...

Szon prezentował się w tym filmie zjawiskowo :)