> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

sobota, 28 marca 2020

W lesie dziś nie zaśnie nikt (2020, reż. Bartosz M. Kowalski) - recenzja

Polski slasher Bartosza M. Kowalskiego W Lesie Dziś Nie Zaśnie Nikt sprawnie realizuje założenia konwencji. Po kolei odhacza obowiązkowe punkty programu, nie wstydzi się swojego rodowodu, nie próbuje wymyślać koła na nowo. Został zrealizowany z polotem (pomysłowe sceny morderstw, choć podpatrzone u klasyków), wykorzystując eleganckie efekty praktyczne i ze sporą dozą samoświadomości. Nie spodziewajcie się jednak dekonstrukcji gatunku ani autoironicznej zabawy na metapoziomie w stylu "Krzyku" czy "Nowego koszmaru" - "W lesie dziś nie zaśnie nikt" mruga czasem do widza, ale jednocześnie pozostaje klasycznym przykładem slashera.



Jeśli lubicie historie o zdeformowanych mordercach, którzy grasują w środku lasu i polują na nastolatków, to powinno Wam się spodobać. Ja obejrzałem całość z szerokim uśmiechem - Kowalskiemu udało się przekuć fabularną sztampę w atut, co w tak skonwencjonalizowanym podgatunku horroru jak slasher wcale nie jest łatwe. Film działa, bo widać, że możliwości kina gatunkowego dały twórcom wiele radości - widać, że aktorzy (zwłaszcza ci z wyrazistymi rolami epizodycznymi) dobrze się bawią, mogąc wreszcie odpocząć od narzekania znad talerza pomidorowej, dialogi bywają uroczo absurdalne ("Polska B"!), podobnie jak zwroty akcji.

Całość jest lekkostrawna i pokazuje, że u nas też da się kręcić udane kino gatunkowe, które nie jest żenujące i daje kupę radochy. Wystarczy czasem odrobina dystansu do własnej pracy. Szkoda, że "W lesie dziś nie zaśnie nikt" nie trafiło do kin, bo może jego sukces frekwencyjny mógłby otworzyć drogę dla innych, równie odważnych projektów na naszym podwórku. A tak dostaliśmy film, który ciepło będą wspominać miłośnicy horrorów, a który najpewniej zginie gdzieś w zalewie Netflixowych średniaków.

W filmwebowej skali: 7 i ❤️/10

Brak komentarzy: