> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 22 września 2023

Wokół wystawy "Kino Polonia" - postmodernistyczne komedie Juliusza Machulskiego

14 października w Narodowym Centrum Kultury Filmowej w Łodzi otworzy się wystawa “Kino Polonia”. Z tej okazji wróciłem do wybranych polskich komedii, czego efektem jest poniższy wpis o jednym z niegdyś moich ulubionych polskich reżyserów i jego postmodernistycznym ujęciu kina. Zapraszam do lektury tekstu o komediach Juliusza Machulskiego.



Na komediach Juliusza Machulskiego wychowało się kilka pokoleń. Był taki okres, że Machulski z zegarmistrzowską precyzją serwował widzom kolejne hity. A to “Seksmisja”, a to “Kiler”, a to “Vinci”. Już w wielce udanym pełnometrażowym debiucie fabularnym (retro komedii kryminalnej “Vabank” z 1981 roku) udowodnił, że doskonale rozumie język filmu, zna prawidła gatunku i potrafi się nimi bawić. W kolejnych tytułach, takich jak “Kingsajz” czy przede wszystkim “Deja Vu”, bez oporów nawiązywał do klasyki kina światowego. Choć dla Machulskiego kino to przede wszystkim rozrywka, to z czasem w jego filmach dało się odnaleźć elementy satyry na otaczającą nas rzeczywistość (“Seksmisja” i “Kingsajz” chyba do dziś pozostają najbardziej wyrazistymi przykładami). Jednak zarówno parodie, jak i krytyka PRL-u i późniejszych realiów, są u niego najczęściej wpisane w ramy komedii i ubrane w kostium gatunku (“Vabank” - kryminał, “Seksmisja” - science-fiction, “Kingsajz” - bajka, “Kołysanka” - horror), co czyni je bardziej przystępnymi. Reżyser nie wstydzi się też swoich inspiracji i w filmach umieszcza liczne nawiązania do kultowych dzieł z Zachodu (od “Ojca Chrzestnego” po “Taksówkarza”).

Już konstrukcja scenariusza “Vabanku” może przywodzić na myśl strukturę “Żądła”, z sympatią do którego Machulski nigdy się nie krył. W “Deja Vu” (którego tytuł nie jest przypadkowy) członkowie rodziny mafijnej noszą nazwiska słynnych amerykańskich reżyserów i aktorów - m.in. Alfredo Scorsese, Big Jim Cimino, Coppola czy Franco De Niro. W samym filmie znajdziemy również sceny będące lustrzanymi odbiciami sekwencji z takich filmów jak “Dawno temu w Ameryce", “Niezwykłe przygody Mr. Westa w kraju bolszewików”, “Czapajew” czy “Pancernik Potiomkin” (wydarzenia na schodach odeskich zostały również sparafrazowane przez De Palmę w “Nietykalnych” i Zbigniewa Rybczyńskiego w krótkim metrażu "Schody").

Machulski nie ucieka od autocytatów i autotematyczności. W “Kingsajzie” dwa krasnoludki noszą imiona Kwintek i Kramerko, w których wcielają się Jan Machulski i Leonard Pietraszak, czyli Kwinto i Kramer z “Vabanku”. Kilka lat później, kręcąc “Superprodukcję”, Machulski pokusił się o ironiczny metakomentarz na temat polskiego przemysłu filmowego, blasków i cieni naszej kinematografii. Jak zauważa Artur Majer w tekście “Juliusz Machulski - autentyczna autozabawa” w ostatnim odcinku serialu “Matki, żony i kochanki” (napisanym i wyreżyserowanym przez Machulskiego) bohater trafia na plan filmu “Girl Guide” i ma możliwość porozmawiać z samym reżyserem. Machulski sam siebie umieszcza w świecie przedstawionym, który przenika się z tym realnym - bo w przerwie od serialu TVP kręcił on właśnie “Girl Guide”, w którym z kolei znajdziemy nawiązania m.in. do “Pulp Fiction”.

Jednak dopiero kolejny film Machulskiego, kultowy i kasowy “Kiler”, wzniósł cytowanie na nowy poziom. Już “Kingsajzowi” i “Deja Vu” można było zarzucić brak subtelności, ale w obu częściach “Kilera” Machulski ograniczał się jeszcze mniej. Kultowy tekst skierowany do komisarza Ryby “Masz być jak bulterier, jak wściekły byk, jak Tommy Lee Jones w “Ściganym”!” to jedno, ale Cezary Pazura pozujący przed lustrem w stylizacjach na znanych “killerów” z filmów (po wnikliwym researchu z kaset VHS) to już następny poziom "zabawy dla zabawy", która nie wpływa na fabułę, ale cieszy oko widza. Mamy tu bowiem okazję zobaczyć polskiego “Taksówkarza”, “Leona zawodowca” czy Johna McClane’a ze “Szklanej Pułapki”, a wisienką na torcie jest wariacja na temat Bogusława Lindy z “Psów”, z którym Pazura wspólnie u Pasikowskiego występował.

Druga część, czyli “Kilerów 2-óch” to dalszy festiwal nawiązań, odniesień i cytatów. Znajdziemy tam między innymi parafrazę słynnej sceny z “Kaczej zupy” Braci Marx (spotkanie sobowtórów i pomylenie rzeczywistego obrazu z lustrzanym odbiciem), kolejne nawiązanie do “Vabanku” (furgonetka z napisem “Kwinto - kasy pancerne”), montaż, w którym Jurek Kiler spotyka wielkie osobistości z całego świata niczym Tom Hanks w “Foreście Gumpie” Zemeckisa to tylko kilka najbardziej rzucających się w oczy przykładów. Wreszcie w świat filmu wchodzi sam reżyser - pojawia się w roli epizodycznej i na lotnisku czeka na Barry’ego Sonnenfelda (który miał odpowiadać za amerykański remake pierwszego “Kilera”).

Późniejsze filmy w kinematografii Machulskiego stanowią barwny kolaż, choć z czasem ich poziom pozostawia coraz więcej do życzenia (niczym, nie wspomniane w tym tekście, poważniejsze próby w rodzaju “Szawdronu”, które pozbawione były intertekstualnej gry z widzem). “Vinci” (moim zdaniem ostatni w pełni udany film reżysera) nawiązuje między innymi do “Włoskiej roboty” (na co uwagę widzów zwraca dialog: “Widziałeś kiedyś coś takiego?" "Ta, na filmie”), a także przywołuje na myśl “Vabank”, bo reżyser wraca do swoich korzeni, które uczyniły jego debiut tak wyjątkowym: konwencji gangsterskiej komedii z elementami heist movie. “Kołysanka”, reklamowana jako jeden z pierwszy wampirycznych filmów w Polsce (z czym można się nie zgodzić, pamiętając chociażby "Lubię nietoperze" wcześniejsze o trzy dekady), mruga do widza znającego “Rodzinę Adamsów” i popularne tropy ciągnące się jeszcze do pierwszych ekranizacji o Draculi/Nosferatu.

Od kilku lat Machulski w obrębie kina gatunkowego trochę drepcze w miejscu, odgrzewa stare pomysły, ale nie potrafi w nie tknąć dawnej magii, która zapewniła nieśmiertelność jego najsłynniejszym filmom. Po rozczarowujących produkcjach w rodzaju "AmbaSSady", "Volty" i "Małego zgonu" - w których dawniej wielki reżyser bezskutecznie próbuje pożenić komedię z kinem gatunkowym - o nowym projekcie Machulskiego nic nie słychać. W międzyczasie wydał on natomiast dobrze przyjętą książkę. Podobno "Wisząca małpa" skrzy się od humoru, oferuje zgrabną intrygę i ożywia PRL lat 60. Kto wie - może właśnie tę fabułę powinien zekranizować Machulski, żeby przypomnieć widzom, że w Polsce to właśnie jemu najlepiej wychodzi zabawa kinem? 

Więcej o polskich komediach i nie tylko dowiecie się, odwiedzając wystawę “Kino Polonia” w NCKF w Łodzi. Będzie to ekspozycja stała, która otworzy się 14 października - więcej informacji tutaj.

Brak komentarzy: