> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 17 listopada 2023

Ghost Rider. Danny Ketch - recenzja [Mucha Comics]

Liczący ponad 500 stron album “Ghost Rider. Danny Ketch”, który na naszym rynku ukazał się dzięki wydawnictwu Mucha Comics, to gratka dla wszystkich, którzy wychowywali się na komiksach superbohaterskich TM-Semic. Jeśli w latach 90. z zapartym tchem śledziliście przygody Spider-Mana, X-Men czy Punishera albo zaczytywaliście się w grubasach pokroju Mega Marvel to w komiksie o Duchu Zemsty znajdziecie sporo znajomych elementów.



“Ghost Rider. Danny Ketch” to komiks z 1990 roku, gdy stery serii przejął scenarzysta Howard Mackie. To właśnie jemu przypadło zadanie zaprezentowania czytelnikom nowego Ghost Ridera, tytułowego nastolatka, Danny’ego Ketcha. I Mackie zrobił to jak przystało na lata 90. - w fabule wypchanej po brzegi spektakularną akcją i pompatycznymi tekstami, gdzie rysownicy Javier Saltares i Mark Texeira mieli niejedną okazję do zaprezentowania imponującego splashpage’a lub całostronicowego kadru, który ociekał, kolokwialnie mówiąc, zajebistością. Ich “Ghost Rider” jest cool jak tylko cool były komiksy superbohaterskie w latach 90. XX wieku.


Zresztą nikt tu nie udaje, że chodzi o coś więcej, niż porywającą rozrywkę. W kolejnych zeszytach serii na drodze nowego Ghost Ridera stają m.in. Blackout, Deathwatch, Flag-Smasher czy sam Mephisto. Opowieści czerpią z repozytorium horroru - choć nie mają fabularnej mocy, by przestraszyć czytelnika, to wpisują cały koncept serii w pewien specyficzny klimat grozy, w którym demony i inne potwory wydają się naturalnymi elementami. Najczęściej historie zamykają się jednym-dwóch zeszytach. Nie ma więc miejsca na nudę, akcja gna do przodu, a nawet jeśli jakaś fabuła nie przypadnie nam do gustu, to zaraz zostaje zastąpiona przez nowe pomysły. Warto wspomnieć również o gościnnych występach, które są miłym dodatkiem do postaci Ducha Zemsty - w komiksie zobaczymy jak łączy on siły m.in. z Punisherem, Doktorem Strange’em czy Spider-Manem. Jego niejasny status (anty)bohatera prowadzi z początku do wielu nieporozumień i najczęściej herosi zanim zaczną współpracować to będą się okładali pięściami w iście wybuchowym stylu.


“Ghost Rider. Danny Ketch” zapewnił mi nostalgiczną podróż w czasie do końcówki lat 90. gdy komiksy TM-Semic wypożyczałem ze szkolnej biblioteki (w tym “Mega Marvel” 1/1994 roku, którego zawartość znajdziemy również w nowym wydaniu Muchy). Z dzisiejszej perspektywy mógłbym narzekać na niektóre strony, które bezzasadnie uginają się od dialogowych dymków, brak subtelności, powtarzanie tych samych informacji co zeszyt (jakby ktoś miał zapomnieć, że Ghost Rider jest Duchem Zemsty i zapewni przestępcom ból, jaki oni zadali swoim ofiarom…) czy fabularną prostotę. A jednak, biorąc pod uwagę sentyment do komiksów, na których się wychowałem, jakoś trudno traktować te anachroniczne elementy narracji jako wady. Ot, wolę zrzucić je na karb konwencji, która była charakterystyczna dla mainstreamowego komiksu superbohaterskiego lat 90. XX wieku. “Ghost Rider. Danny Ketch” może nie jest arcydziełem ani komiksem, który odmienił gatunek, ale to porządnie zrealizowana seria, dająca podczas lektury sporo frajdy - w dużej mierze dzięki kozackim rysunkom Saltaresa i Texeiry.


7/10

Komiks “Ghost Rider. Danny Ketch” ukazał się po polsku nakładem wydawnictwa Mucha Comics.

1 komentarz:

Lucky Nugget pisze...

I appreciate the clarity and conciseness of your writing style. It's refreshing.