Trzeci tom serii Toma Taylora o byłym Robinie wraca na właściwe tory. Przy recenzji tomu drugiego narzekałem, że to wciąż bardzo porządne superhero, ale zabrakło mi błyskotliwości i kreatywności, które wyróżniały tom pierwszy. Z radością odkryłem, że tom trzeci ma wszystko toż za co pokochałem przygody Dicka Graysona.
Zanim przejdę do konkretów - dwa słowa na temat fabuły. Polski wydanie znów zbiera dwa oryginalne trjedy. Album rozpoczyna się od bezpośredniej kontynuacji tomu drugiego - by ochronić mała Oliwię przed piekielnymi siłami do Nightwinga dołączają Tytani, których siedziba została przeniesiona do Bludheaven. Wątek ten zostanie pociągnięty w serii, która zaczęła się ukazywać w Polsce równolegle (scenarzystą "Tytani. Świat bestii" również jest Tom Taylor). W dalszej części albumu powraca wątek tajemniczej organizacji o pirackich korzeniach - Grayson wymieni superbohaterski strój na koszulę z żabotem i u boku kapitan Blud wyruszy na morską wyprawę.
W trzecim tomie Nightwinga Taylor udowadnia, że wciąż ma mnóstwo pomysłów na opowiadanie historii o obrońcy Bludheaven. O ile pierwszy tom był zdecydowanie bardziej przyziemny, a drugi konfrontował bohatera z magicznym niebezpieczeństwem, tak tom trzeci idzie w bardziej przygodowym kierunku (ahoj, piraci!). Jednocześnie nawet najbardziej absurdalne pomysły (w pewnym momencie Grayson zdobywa moce godne Supermana) działają, bo Taylor traktuje je z dystansem, humorem i przymrużeniem oka, a centrum jego opowieści dalej są postaci z krwi i kości, które mają ludzkie problemy (fajnie wypada zwłaszcza relacja Nightwinga i Kapitan Blud, gdy okazuje się, że mają podobne doświadczenia).
Jednocześnie mamy tu kilka kapitalnych zabiegów formalnych. Wracają całostronicowe kadry Stephena Byrne'a, które pokazują sekwencyjność akcji bez podziału na kadry (coś, za co bardzo chwaliłem tom pierwszy). Ale prawdziwą petardą jest cały zeszyt narysowany przez Bruno Redendo i opowiedziany z punktu widzenia Nightwinga. Głównego bohatera widzimy tylko wtedy, gdy odbija się w lustrze lub szybie, a tak obserwujemy świat jego oczami. Widzimy ręce, które wyprowadzają ciosy albo podeszwy butów atakujących go przestępców, jakbyśmy to my walczyli. To oczywiście efektowna ciekawostka, ale spełnia swoją rolę - pobudza zainteresowanie, robi wrażenie i odcina się na tle wielu innych komiksów.
Biorąc pod uwagę wszystko, co napisałem powyżej, "Nightwing. Czas Tytanów" potwierdza, że seria o byłym pomocniku Batmana, podobnie jak jej bohater działający na własną rękę w Bludhaeven, ma wielką szansę zapisać się w historii komiksów o superbohaterach jako jedna z oryginalniejszych propozycji ostatnich lat.
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz