> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

sobota, 25 kwietnia 2020

RoboCop vs. The Terminator - komiks Franka Millera i gra na Pegasusa

Frank Miller w latach 80. odnosił efektowne sukcesy w komiksowej branży i ponosił równie spektakularne porażki jako scenarzysta filmowy. Zatrudniony do napisania kontynuacji RoboCopa z 1987 roku utracił twórczą swobodę, a jego scenariusz został pocięty i wielokrotnie przerobiony przez cały zastęp bezimiennych scenarzystów. Finalny produkt ma niewiele wspólnego z autorską wizją Millera, zaś sam twórca najchętniej usunąłby swoje nazwisko z czołówki filmu. 



Mimo trudno układającej się współpracy z producentami, Miller podjął się napisania również trzeciej części przygód Supergliny (pod takim tytułem film trafił do polskich kin). Kolejny raz jego pomysły nie znalazły uznania, a wersja dopuszczona do dystrybucji wołała po pomstę do nieba i została zmiażdżona przez krytykę. Rozczarowany Miller porzucił marzenia o zawojowaniu Fabryki Snów i poświęcił się temu, co wychodziło mu najlepiej: pisaniu komiksów. Do dawnych planów powrócił dopiero w kolejnym wieku, odnosząc sukces ekranizacją swego opus magnum, Sin City

Pierwsze wersje obu scenariuszy Millera do drugiej i trzeciej części przygód RoboCopa z czasem obrosły legendą. Dzięki adaptacjom Stevena Granta i Juana Jose’a Rypa oryginalny scenariusz „dwójki” w pierwotnej wersji zyskał materialną formę w postaci komiksu. Ukazująca się pod szyldem Avatar Press seria Frank Miller’s RoboCop (składająca się z dziewięciu zeszytów) zmazała plamę na honorze twórcy. 

Dziesięć lat później, w 2013 roku, na sklepowe półki trafił również komiks RoboCop: Last Stand wydany przez Boom! Studios. Była to bezpośrednia kontynuacja komiksowej serii sprzed dekady, a jednocześnie wierne przeniesienie wizji Millera, z której nie skorzystano przy kręceniu „trójki” w 1993 roku. Obie miniserie to mroczne i brutalne historie skupione na bohaterze i jego ludzkiej naturze. W naturalny sposób kontynuują i rozwijają pesymistyczną wizję przyszłości, która urzeka widzów RoboCopa Paula Verhoevena, a która została całkowicie zaprzepaszczona w filmowych kontynuacjach, gdzie zrezygnowano z kategorii wiekowej R na rzecz PG13 i niedorzecznej akcji. 


Tworząc w 1992 roku scenariusz do RoboCopa 3 Miller jednocześnie pisał crossover dla wydawnictwa Dark Horse, w którym Superglina miał zmierzyć się z samym Terminatorem. Te dwie kultowe postaci (z których dziecko Camerona poradziło sobie o wiele lepiej na wielkim ekranie) w komiksie Millera rysowanym przez samego Walta Simonsona (wieloletni twórca przygód Thora, pomysłodawca m.in. postaci Beta Ray Billa) mają ze sobą więcej wspólnego, niż można by przypuszczać na pierwszy rzut oka. To ludzki umysł Alexa Murphy’ego był podstawą dla ewolucji Skynetu w samoświadomy twór. Wysłanniczka ruchu oporu cofa się więc w przeszłość, by zlikwidować Murphy’ego, zanim ten zostanie RoboCopem. Nie trudno zgadnąć, że coś pójdzie nie tak (jak to zwykle bywa z podróżami w czasie) i Flo będzie musiała stawić czoła Superglinie w jego bojowej formie. W trakcie fabuły Murphy orientuje się, do czego doprowadzi jego istnienie i postanawia się wyłączyć. W tym momencie do akcji wkracza cały tuzin Elektronicznych Morderców (pierwszy Terminator był pod takim tytułem dystrybuowany w Polsce na VHSach) mających na celu powstrzymanie Murphy’ego przed samozniszczeniem. 

Czteroczęściowa miniseria doczekała się bardzo luźniej adaptacji w formie gry m.in. na GameBoya i Snesa (znanego u nas jako Pegazus). Klasyczny model „run and gun”, widok z boku i przesuwające się tło, zastępy przeciwników do odstrzału i możliwość wejścia w buty samego Supergliny to cechy charakterystyczne produkcji. Przyznam, że choć zarówno GameBoy, jak i Pegasus, były obecne w mym dzieciństwie (uwielbiałem gry o Żółwiach Ninja w wersjach na obie platformy), to jednak przyjemność przejścia RoboCop vs. The Terminator mnie ominęła. 


Choć komiksowy pierwowzór gry na pierwszy rzut oka jest po brzegi wypełniony akcją i pstrokatymi kolorami (lata 90. to zachłyśnięcie się nakładaniem barw przy pomocy komputera) to podchodzi do materiału źródłowego z odpowiednim szacunkiem. Trzeba przyznać, że Miller nie poszedł na łatwiznę - wymyślił bardzo zgrabną fabułę, przekonującą i rozwijającą mitologię obu kultowych światów, która bez problemów mogłaby stać się kanoniczna i trwale połączyć obu bohaterów. Szkoda, że producenci nie obdarzyli go zaufaniem, bo przygody RoboCopa mogłyby być dziś kultową trylogią, a nie tylko udaną częścią pierwszą z kontynuacjami, o których lepiej nie pamiętać. Kto wie, może dziś, zamiast kolejnych nieudanych sequeli filmów Camerona, oglądalibyśmy w kinach starcie między Supergliną a Elektronicznym Mordercą…?

*

Powyższy tekst został napisany w 2015 roku dla nieistniejącego już portalu Geezmo.pl.

Brak komentarzy: